Losy rządu pozbawionego stałej większości w Sejmie wydają się przesądzone – wcześniej czy później nadejdzie kryzys, który wymusi wcześniejsze wybory. Kryzys koalicji Zjednoczonej Prawicy wcale jednak nie musi się tak kończyć. W gruncie rzeczy tworzące ją partie nie mają innego wyboru i są na siebie skazane.
Wbrew pozorom szanse na dalsze sprawowanie rządów przez rząd niemający stałej większości są dziś całkiem spore. Patrząc racjonalnie widzimy, że PiS-owi do utrzymania większości brakuje tylko 19 głosów posłów Solidarnej Polski. Poza związaną z kilkoma ledwo sprawami różnicą zdań między PiS a Porozumieniem Jarosława Gowina i nielojalnością kilkunastu zawieszonych już w prawach członka partii posłów PiS istotny problem dla prezesa Kaczyńskiego stanowi dziś tylko Solidarna Polska. Czy jednak usunięcie ziobrystów z koalicji oznacza, że rząd traci większość?
Niekoniecznie. Gdyby mieli oni rzeczywiście stale głosować przeciwko rządowi PiS - traciliby jakąkolwiek szansę na powrót do władzy i - co znacznie istotniejsze dla politycznego istnienia - szanse na ponowne wejście do Sejmu za 3 lata. Dzisiejsze sondaże potwierdzają przykrą dla Zbigniewa Ziobry prawdę, że na jego ugrupowanie głosowałoby około 1,5 proc. wyborców, co oznacza absolutny brak możliwości samodzielnego wejścia do Sejmu. To właśnie sprawiało, że w rozmowach nt. rekonstrukcji szef Solidarnej Polski tak nalegał na zagwarantowanie przez PiS ponownego wspólnego startu w wyborach, proponując także włączenie swojej partii do PiS. Dzisiejszy kryzys jest bodaj głównym powodem odmowy, z jaka miał się spotkać ze strony prezesa Kaczyńskiego.
Posłowie Solidarnej Polski nie mają jednak dużego wyboru - albo staną się nieprzejednanymi przeciwnikami rządu PiS, któremu są przecież ideowo bardzo bliscy, i przekreślą tym szanse na dalsze istnienie partii na scenie politycznej, albo pogodzą się ze skierowaniem ich przez PiS do czyśćca - i nadal będą popierać rząd, z którego zostali usunięci. Podobnie zresztą, i z tych samych powodów - postąpią pewnie zawieszeni w partii posłowie PiS-u i ugrupowanie Jarosława Gowina.
Przyszłość tych, którzy wykazali się nielojalnością wobec prezesa PiS zależy dziś od tego, jak będą zachowywać się w najbliższym czasie. Czy rząd mniejszościowy będzie przez nich atakowany, czy wspierany, mimo zerwania oficjalnej więzi z wiodącym koalicjantem. Całkiem możliwe, że rozpad koalicji okaże się tylko formalnym zabiegiem dyscyplinującym, i to skutecznym.
Prawo i Sprawiedliwość nie ma dziś szans na sejmową większość bez sięgania po nieoficjalne wsparcie partii Ziobry. Nie wystarczy do tego 11 posłów Konfederacji, którzy z pewnością byliby także partnerem bardzo kłopotliwym. PiS nie może też liczyć na współpracę z PO, Lewicą, a przy swoim stanowczym uporze ws. ustawy o ochronie zwierząt - także z PSL-em. Poza wszystkim - natura polityki sprawia, że wsparcie rządu wiąże się z uzyskaniem przez wspierającego korzyści, tymczasem bez gwarancji stabilności działania rządu PiS nie jest w stanie ich udzielić. Rząd mniejszościowy może upaść znacznie łatwiej niż taki, który ma stabilne podstawy. Jego sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, jeśli zauważymy, że PiS wraz z rozwodem z Solidarną Polską rozwodzi się z dwoma ze swoich 48 senatorów. To każe zaś zapomnieć o skuteczności trwających od tygodni zabiegów, mających na celu "odbicie" Senatu mającej tam większość opozycji.
Rządzący wciąż mają jednak poparcie prezydenta. Można tak trwać kolejne trzy lata - ocenia politolog i historyk prof. Antoni Dudek - Oczywiście nie da się już robić operacji typu reforma sądownictwa część druga, dekoncentracja mediów... trzeba będzie z tego wszystkiego zrezygnować, ale trwać można.
Pytanie tylko, czy Prawo i Sprawiedliwość jest zainteresowane samym trwaniem, i czy prezes Kaczyński nie wybierze przyspieszonych wyborów, żeby wykorzystać rekordowe dziś notowania sondażowe swojej partii.