Kierujesz rządem kraju, który z dnia na dzień o kilka tysięcy bije rekordy zakażeń koronawirusem. Służba zdrowia jest na krawędzi wyczerpania. Media notorycznie wypominają ci, że już kilkukrotnie ogłaszałeś zwycięstwo w wojnie z pandemią. Stajesz przed kamerami, żeby ogłosić kolejne ograniczenia. Co mówisz?
Kolejny raz przeskakujesz z euforycznego "nie trzeba się jego bać" do pełnego troski "sytuacja jest krytyczna". Ze zwrotami o 180 stopni nie masz żadnych problemów od dawna.
Przedstawiasz dane mówiące o docieraniu do granic wydolności służby zdrowia. Potem wchodzisz w rutynowe "musimy zrobić wszystko" i przypominasz, jak z pierwszą falą pandemii przed rokiem nie radziły sobie "kraje bogatego zachodu". To, że mamy do czynienia już z trzecią falą, znacznie od pierwszej i drugiej wyższą, do której można się było przygotować lepiej - pomijasz.
Podkreślasz, że mamy sprzęt i miejsca w szpitalach, ale brak wystarczającej ilości personelu medycznego. Jak na całym świecie - dodajesz usprawiedliwiająco. Wskazujesz, że możemy podawać nawet 10 milionów szczepionek miesięcznie, ale nie otrzymujemy ich w wystarczającej ilości. Codziennie rozmawiam i naciskam na przywódców europejskich, by zmusić firmy farmaceutyczne do zwiększenia dostaw - mówisz. Nic nowego, wszyscy już wiedzą, jaki jesteś stanowczy.
Dla ożywienia dodajesz, że "prywatny sektor ochrony zdrowia nie angażuje się teraz w ratowanie życia". Ktoś łapie haczyk i dopytuje, co miałeś na myśli. Chodzi o "przypomnienie planu PO wobec służby zdrowia" - wyjaśniasz, z pełną świadomością, że nie ma to dziś najmniejszego znaczenia. PO nie rządzi już przecież od sześciu lat. Ten plan zakładał daleko idącą komercjalizację i prywatyzację - ciągniesz mimo to, i dla mniej domyślnych dopowiadasz - "A teraz wszystkich obywateli warto poprosić o zastanowienie się, jak wyglądałaby walka z COVID-19, gdyby znaczna część albo większość służby zdrowia właśnie znajdowała się poza domeną państwową?".
Dodajesz jeszcze zwyczajowe "dość z politycznymi przepychankami" i zwracasz się do opozycji wprost: "Jeżeli nie potraficie pomóc, to nie przeszkadzajcie!". Przypominasz, jak krytykowała wysiłki rządu ws. budowy szpitali tymczasowych. Tego, jak osobiście zapowiadałeś, że sztandarowy z nich, Narodowy, ma przyjmować do 1200 pacjentów, a dziś zajętych jest w nim ledwo 300 miejsc - nie poruszasz. Pytany o tę różnicę dzień wcześniej zażądałeś wręcz bicia się w piersi od tych, którzy próbowali na to zwracać uwagę.
Sam nawet nie wspominasz, że mające kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia placówki prywatne wywiązują się ze swoich zadań tak samo, jak publiczne. Nie podkreślasz, że cały wywód o tym, "co mogłoby być, gdyby" jest dziś kompletnie niedorzeczny. Stojący obok minister zdrowia usłużnie za to dodaje, że w wojnie z pandemią "fundamentalny ciężar spełniają te jednostki, które nie tylko są publiczne, ale które mają dobrą linię współpracy przede wszystkim z wojewodami".
W tym samym czasie kończący kilkunastogodzinny dyżur lekarz zdejmuje przepocony kombinezon ochronny. Zastanawia się, kiedy ostatni raz myślał o PO, komercjalizacji szpitali i generalnie - kiedy rozmawiał z kimkolwiek ze swojego zespołu o polityce. O twoich "chcemy, aby", ogłaszaniu kolejnych zwycięstw, kolejnych krytycznych momentach. Nie potrafi sobie tego przypomnieć. Żadna z pielęgniarek ani żaden z ratowników też nie. Po prostu chcą się wyspać przed kolejnym dyżurem.