Burza w Parlamencie Europejskim na dzień przed rozmowami Merkel i Hollande'a z Putinem i Poroszenką w Mińsku. Europejska chadecja wspierała inicjatywę francusko - niemiecką, natomiast konserwatyści krytykowali całkowitą nieobecność Unii Europejskiej w negocjacjach, które mają doprowadzić do zakończenia konfliktu na Ukrainie.
Kto dał mandat Merkel i Hollande’owi na jutrzejsze rozmowy w Mińsku? Kto będzie tam reprezentować Unię Europejską? - pytał włoski eurodeputowany Ganluca Buonanno z Ligii Północnej. Eurodeputowany PiS, Andrzej Duda zwrócił się natomiast retorycznie (i ironicznie) do szefowej unijnej dyplomacji Frederiki Mogherini: Rozumiem, że pani - wysoka przedstawiciel, jako przedstawiciel Unii ds. międzynarodowych - będzie na tym spotkaniu.... Oczywiście nie będzie na tym spotkaniu ani Mogherini, ani szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska, bo jak pisaliśmy, jest całkowicie ostatnio niewidoczny w sprawach Ukrainy.
Rozmowy w Mińsku odbędą się w tak zwanym formacie normandzkim, który nie zakłada obecności reprezentanta Unii. Mogherini od razu wyczuła, że posłowie zaatakowali obecnie najsłabszy punkt Unii. Zapewniała, że jest to jednak nieformalna europejska inicjatywa, a najważniejsze obecnie to zachować jedność Unii. Problem w tym, że w formacie normandzkim - jedność Unii nie jest zachowana, co jest na rękę Rosji. Od początku trzeba było nie akceptować formatu normandzkiego - mówi mi jeden z dyplomatów w Brukseli - teraz Rosja może rozgrywać Unię jak chce. Dodatkowo Moskwa ma satysfakcję, że rozmawia z największymi i najmocniejszymi w Europie, bo z nimi może dzielić się wpływami.
Także pytany przeze mnie szef polskiej dyplomacji Grzegorz Schetyna przyznał, że format normandzki nie jest najbardziej korzystny. Spotkanie mińskie w tej formule normandzkiej przywołuje takie oczekiwanie, że może potrzebny jest nowy format, rozszerzony o stronę europejską czy amerykańską - stwierdził.
Pytanie o mandat dla Merkel i Hollande’a jest zasadne, jeżeli podejrzewa się, że Berlin i Paryż zamierzają w Mińsku negocjować warunki kapitulacji Kijowa. Moi rozmówcy w Brukseli obawiają się, że rozmowy w Mińsku to rosyjska gra na czas i manipulowanie Unią. Raptem dzień po spotkaniu w Mińsku jest unijny szczyt i to prawdopodobnie nie zapadną na nim planowane wcześniej decyzje o wprowadzeniu sankcji ekonomicznych wobec Rosji. Bo wszyscy będą chcieli dać szansę porozumieniu - już zawczasu nazywanemu "Minsk2". I o to właśnie chodzi Putinowi. Wciąż utrzymuje w UE nadzieję na dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu, a w tym czasie przy pomocy separatystów zdobywa - kolejne pozycje na Ukrainie.