Sawicki się doigrał - przez niego stracą polscy rolnicy. Swoją agresją wobec Komisji Europejskiej, podbijaniem roszczeniowych nastrojów wśród rolników, ale przede wszystkim kompromitującą, zawyżoną ilością niesprawdzonych uprzednio wniosków o pieniądze z brukselskiej kasy – doprowadził do tego, że Bruksela zaproponowała - dosłownie - śladowe rekompensaty dla naszych rolników.
Logika Komisji jest prosta i trudna do podważenia: zgłoszone już w pierwszej transzy wnioski (przeliczone na tony), odejmujemy od nowej transzy opartej tym razem na danych za eksport do Rosji za ubiegły rok. Przy takim wyliczeniu dla Polski zostaje mniej niż 20 tys. ton jabłek i gruszek, które będzie można jeszcze objąć rekompensatami, a rekompensat za warzywa - już w ogóle nie ma.
I wychodzi jasno jak na dłoni, że złożone przez Sawickiego uprzednio wnioski na 146 milionów euro były - niewiarygodne.
Sawicki niepotrzebnie zraził sobie Komisję Europejską, która wyśmiewana przez niego i krytykowana - teraz pokazała mu jego własne błędy, przykręcając kurek z pieniędzmi. Sawicki dostał po łapach, ale stracą - rolnicy.
Gdy ostrzegałam w sierpniu, że „Sawicki pomylił przeciwnika: atakuje Brukselę a nie Moskwę” myślałam, że polski minister się opamięta i po pierwszym szoku związanym z rosyjskim embargiem rozpozna w końcu, kto wróg a kto przyjaciel. Niestety. W dalszym ciągu prowadził kampanię przeciw KE próbując podbić sobie sondaże i umocnić pozycję w PSL. Opowiadał w polskich mediach, jak straszył komisarza ds. rolnictwa Daciana Ciolosa, że wyleje gnój przed Radą UE i jak mu naurągał, że urzędnicy są na urlopie, gdy gnije polska papryka. W dalszym ciągu podawał wyssane z palca cyfry, które miały odzwierciedlać zapotrzebowanie naszych rolników. Nikt go nie przywołał do porządku, nie upomniał, że takim językiem w Brukselki się nie wygrywa, bo premier był już zajęty swoją europejską karierą. Aż w końcu Sawicki skompromitował się całkowicie zawyżonymi wnioskami o rekompensaty.
Mimo że Komisja wielokrotnie prosiła o uprzednie skontrolowanie wniosków, Sawicki wolał "rozbić bank" i zgarnąć całą pulę przeznaczoną przez KE dla wszystkich 28 państw UE. Chciał udowodnić Brukseli, że pieniędzy jest za mało i "siłą" wymusić więcej. Wnioski były tak sformułowane, że rolnika do niczego nie zobowiązywały. Każdy mógł zgłaszać, bez żadnych konsekwencji dowolne ilości papryki czy kapusty, licząc na kasę z Brukseli.
Bruksela nie jest jednak prowincjonalnym kasynem, siłowych rozwiązań także nie uznaje. Porównała dane np. z zeszłorocznym polskim eksportem i... zawiesiła pomoc. Przygotowała następnie nową, niekorzystną dla nas transzę pomocową. W tym czasie podczas pierwszych, nakazanych przez Brukselę kontroli wniosków, wyszło na jaw, że rolnicy się wycofują ze składanych wcześniej wniosków. I w ten sposób "siłowa taktyka" polskiego ministra skończyła się - kompletną klapą.