Jeden z internautów (MMarynarzarynarz) pod moją informacją o tym, że Polska będzie musiała przyjąć 8 tys. uchodźców pyta: „Dlaczego Polska będzie musiała? Co by się stało, jakby Polska odmówiła?” Odpowiadam więc. Polska będzie musiała, bo prawdopodobnie zostaniemy przegłosowani. Dojdzie do tego 14 września na spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych, gdzie decyzje zapadają kwalifikowaną większością głosów.
Będziemy musieli, bo rząd nie miał i nie ma pomysłu jak do swoich racji przekonać Brukselę i kraje UE. Nie potrafił przedstawić konkretnych wyliczeń pokazujących, jakie mamy obciążenia np. ze względu na obecność Ukraińców.
W Brukseli w ogóle nie słychać polskich argumentów. Wszyscy uważają, że Polska mówi "nie, bo nie", a w najgorszym razie, mówi "nie" bo jest ksenofobiczna, egoistyczna i nie potrafi się odwdzięczyć za okazaną jej niegdyś solidarność. Nie pomagają aroganckie wypowiedzi ministra Trzaskowskiego, że nikt nam nie będzie mówić, ilu mamy przyjmować imigrantów.
Rząd nie potrafi wykrzesać z siebie sensownego stanowiska, bo jest sparaliżowany perspektywą przegranej w wyborach z PiS. Dla gabinetu Ewy Kopacz zgoda na imigrantów jest równoznaczna z przegraną.
Rząd Kopacz popełnił pierwszy błąd, gdy wiosną mówił "nie" a potem - pod presją Berlina i Brukseli - zgodził się na pierwsze dwa tysiące uchodźców. Sądzę, że trzeba było wtedy zgodzić się, zrobić manewr w stylu "ucieczka do przodu" i zaproponować pewną rozsądną liczbę, zanim zostaliśmy do tego zmuszeni. Teraz nikt by nas nie wytykał palcem, nie nazywał egoistami. Po prostu mielibyśmy teraz mocniejszą pozycję przetargową. W dodatku wszyscy zrozumieli, zwłaszcza kanclerz Merkel i szef Komisji Jean-Claude Juncker - że jeżeli już raz w tej sprawie Polska ustąpiła, to ustąpi i drugi. Tym razem jednak ustępując nie zachowamy twarzy, bo rozdział uchodźców będzie obowiązkowy, mimo że oficjalnie się temu sprzeciwialiśmy.
Jeszcze jedno - musimy się zgodzić, bo chcą tego Niemcy. A niemiecka dominacja w Unii (choćby po greckim kryzysie) nie jest już dla nikogo tajemnicą. Nowością w UE jest to, że mało kto zakłada jeszcze "białe rękawiczki". Niemieccy czy francuscy politycy posuwają się do szantażu. Stawką są fundusze unijne, wsparcie dla Ukrainy, swoboda przemieszczania się, a także polskie interesy w takich dziedzinach jak klimat czy energia.