Tradycyjnie w drugim tygodniu stycznia opublikowane zostały przez miesięcznik edukacyjny "Perspektywy" rankingi liceów ogólnokształcących oraz techników. Osoby od lat uważnie je śledzące mogą zauważyć, że istnieje w Polsce grupa szkół zawsze pojawiających się na czołowych miejscach (wśród nich krakowskie V LO).
W tym roku na pierwszym miejscu znalazło się Uniwersyteckie LO z Torunia. Jednak sporym zaskoczeniem było dopiero piąte miejsce XIII LO ze Szczecina, szkoły uznawanej za najlepsze polskie liceum w XXI w., która w ostatnich piętnastu latach zdominowała pierwszą pozycję rankingu. W edycji 2020 XIII LO ze Szczecina pozostało zwycięzcą rankingu w jego olimpijskiej części, natomiast wypadając słabiej w części maturalnej wyraźnie obniżyło swoją pozycję w ogólnej klasyfikacji.
Przypadek tej szkoły skłania do refleksji nad zmienionymi w ostatniej edycji zasadami klasyfikacji szkół. Szkoły uzyskiwały punkty za sukcesy swoich uczniów w ogólnopolskich olimpiadach przedmiotowych, wynikach matury na poziomie podstawowym oraz rozszerzonym. Przy czym udział punktacji olimpijskiej miał wagę 25%, wyniki maturalne na poziomie podstawowym 30%, a na poziomie rozszerzonym 45%. W tej edycji rankingu osłabiono znaczenie części olimpijskiej na rzecz maturalnej. I właśnie ta decyzja grona osób opracowujących ranking może budzić spore wątpliwości, gdyż w ten sposób zmniejszono znaczenie skutecznej i efektywnej pracy nauczycieli liceów z uczniami szczególnie uzdolnionymi.
Bardzo charakterystyczne jest to, że waga sukcesów w olimpiadach jest obecnie niższa od wagi wyników matury na poziomie podstawowym. Uważam, że ranking byłby zdecydowanie bardziej miarodajny, gdyby udział wyników olimpijskich został zwiększony o dziesięć punktów procentowych, a udział wyników maturalnych na poziomie podstawowym spadł o tyle samo. Pozwolę sobie na stwierdzenie, że w ten sposób jury rankingu poddało się dominującemu w naszej oświacie myśleniu o olimpiadach jako przedsięwzięciu tylko dla niektórych szkół. Tymczasem w przypadku liceów udział w nich uczniów powinien być czymś naturalnym.
Warto zwrócić uwagę, że mamy w Polsce ponad pięćdziesiąt różnych rywalizacji olimpijskich, w których uczniowie mogą znaleźć obszar najbardziej ich interesujący. Brak udziału uczniów LO w olimpiadach świadczy o niepodejmowaniu w tym liceum pracy z uczniem zdolnym i powinien uniemożliwiać uzyskanie przez taką szkołę wysokiej oceny pracy. Naturalnie przygotowanie uczniów do olimpiady wymaga dodatkowego wysiłku ze strony nauczycieli, podjęcia z nimi pracy na zajęciach pozalekcyjnych oraz wysokich kompetencji nauczyciela w zakresie olimpijskiej problematyki. O ile dodatkowa praca wymaga zapewnienia szkole pieniędzy na wynagrodzenia nauczycieli i zależy od zasad finansowania szkół, to ta druga kwestia uzależniona jest tylko od nauczycieli, a niestety to właśnie ona staje się często czynnikiem blokującym uczniowski udział w olimpiadach.
Trzeba zauważyć, że przewodnikiem zdolnych uczniów może być tylko nauczyciel sprawnie poruszający się po zagadnieniach olimpijskich, np. w przypadku przedmiotów ścisłych radzący sobie z zadaniami olimpijskimi, przynajmniej na I stopniu. Zdarza się, że uczący unikają zaangażowania się w propagowanie olimpiad w swojej szkole w obawie przed kłopotami z poradzeniem sobie z olimpijskimi zadaniami. Tak na marginesie, ten element nauczycielskiej pracy powinien być uwzględniany w poważny sposób w kryteriach oceny pracy. Trzeba również podkreślić, że w budżetach szkół powinny znajdować się pieniądze umożliwiające rozszerzanie oferty dydaktycznej o zajęcia dla uczniów zdolnych.
Marginalizowanie pracy z uczniem zdolnym w polskiej polityce edukacyjnej to jeden z elementów wpływających na obniżanie jakości kształcenia. Można zaryzykować tezę, że ludzie odpowiedzialni za polską oświatę uznają, że uczeń zdolny "i tak sobie poradzi". Efektem takiego myślenia jest marnowanie talentów wielu polskich uczniów, którzy nie mogą uzyskać wsparcia dla rozwoju swojego talentu ani w szkole, ani w rodzinnym domu. Trzeba zaznaczyć, że w każdym liceum i technikum są uczniowie szczególnie uzdolnieni, którzy odpowiednio poprowadzeni mogą nie tylko odnosić olimpijskie sukcesy, ale następnie stać się wybitnymi studentami, a w przyszłości liderami w swoich środowiskach zawodowych. Skądinąd słabość znacznej części naszych szkół w pracy z uczniem zdolnym przekłada się na niską pozycję Polski w światowych rankingach innowacyjności.
W pierwszej pięćdziesiątce rankingu licealnego zdecydowanie dominują szkoły z dużych miast, tylko trzy licea reprezentują mniejsze ośrodki (Milanówek, Swarzędz i Ostrów Świętokrzyski). Nie można nie zauważyć, że w tej grupie jest szesnaście liceów warszawskich i tylko trzy krakowskie. Zdecydowanie bardziej zróżnicowany jest ranking techników; wygrało go Technikum Mechatroniczne z Warszawy, ale na dwóch kolejnych miejscach są szkoły z Małopolski (Technikum Elektryczno-Mechaniczne z Nowego Sącza oraz krakowskie Technikum Łączności), a na czwartym pojawia się niewielki Kleszczów ze swoim Technikum Nowoczesnych Technologii. W tym rankingu nie mamy już dominacji szkół warszawskich (w pierwszej pięćdziesiątce są trzy warszawskie i cztery krakowskie technika). Wyniki obydwu rankingów powinny stać się przedmiotem pogłębionych analiz w poszczególnych szkołach oraz w kuratoriach oświaty. W szkołach, których ranking "nie zauważył" powinny powstać programy naprawcze, a najlepsze szkoły, ich dyrektorzy i nauczyciele winni otrzymać finansowe gratyfikacje. Czy tak się stanie?