Muszę powiedzieć, że jestem szalenie przygnębiony i jest mi szalenie przykro, bo umarł piłkarz, który był legendą. Piłkarz, który dla mnie osobiście był najlepszy ze wszystkich „ever” – mówi w rozmowie z RMF FM jeden z najlepszych polskich piłkarzy, dziś prezes PZPN-u Zbigniew Boniek. W rozmowie z Pawłem Pawłowskim z redakcji sportowej legendarny „Zibi” wspomina legendarnego Diego.
Paweł Pawłowski RMF FM: Po piłkarsku i z serca - skąd brała się jego wyjątkowość?
Zbigniew Boniek: Diego miał w sobie wszystko. To drybling, wydolność. Czasem trzeba umrzeć, żeby zostać legendą. Diego był legendą za życia ze względu na swój geniusz i swój sposób bycia. Maradona był człowiekiem absolutnie nietuzinkowym. Wiemy o jego słabościach. Wiemy o jego wzlotach i upadkach. Muszę powiedzieć, że przypomniałem sobie, kiedy w 1986 roku Argentyna zdobyła tytuł mistrza świata. Wcześniej, kiedy Diego po 1982 zawiódł Argentyńczyków, to przyjeżdżał tu niedaleko - gdzie mam teraz dom w Rzymie - jest centrum olimpijskie. On tutaj przygotowywał się sam. Robił sobie badania i treningi. Można powiedzieć, że wyczyścił się i wyglądał jak prawdziwy profesjonalista, bo stwierdził, że musi zdobyć mistrzostwo świata dla Argentyny. I on to zrobił. Pamiętamy, co wyprawiał w Meksyku. Sprint po 30-40 metrów z piłką. Mijał wszystkich. Szalenie szkoda, że ten rok, w którym odeszło wielu znakomitych ludzi, na koniec zabiera nam Diego.
Kiedyś graliśmy taki mecz Juventus - Napoli. I Diego wyrabiał tam z piłką, co tylko chciał. Jeśli się nie mylę, to do przerwy było 0:0. W przerwie w szatni spojrzeliśmy na siebie z kolegami i stwierdziliśmy, że trzeba Maradonę trochę "przyciąć", bo nie będzie nam wyrabiał na boisku tego, co chce. Wyszliśmy na drugą połowę i po pięciu minutach powiedzieliśmy sobie: panowie, nie kopiemy, bo on jest za dobry; szkoda chłopa. Trzeba go oszczędzać, bo za dobrze gra w piłkę. Diego dla mnie był wyjątkowy. Każdy ma swoich idoli, każdy ma swój ranking. Dla mnie Diego był absolutnie najlepszym "ever" piłkarzem na świecie.