16 zawodników już w najbliższą niedzielę powalczy o tytuł Mistrza Europy Muaythai. Gala finałowa tej najważniejszej na naszym kontynencie imprezy boksu tajskiego odbędzie się w Kraków Arenie. Wydarzeniu towarzyszy akcja społeczna - "Muaythai przeciw narkotykom".
Niedzielna gala finałowa rozpocznie się o godzinie 18. Podczas wieczoru widzowie zgromadzeni w Kraków Arena zobaczą 8 walk, po których poznamy mistrza Europy Muaythai. 16 zawodników, którzy wyjdą na ring w niedzielę, wyłonią eliminacje, które od 23 września rozgrywane są w hali AWF. W imprezie udział bierze w sumie 600 zawodników z 35 krajów.
Polskę reprezentują Marcin Łepkowski i Oskar Staszczak - srebrny medalista Mistrzostw Świata w Malezji. Obaj zawodnicy reprezentują najsilniejszy polski klub Muaythai - Raczadam Kraków. Polską kadrę prowadzą Robert Karpiński i Rafał Simonides.
Podczas finałowej gali w Kraków Arenie wystąpią między innymi Mateusz Ziółko i DJ Gromee. Zaprezentowany zostanie także hymn fanfarowy przygotowany specjalnie na tę okazję przez Akademię Muzyczną w Krakowie. Historię Krakowa i rozwój tajskiego bosku w Europie pokaże podczas swojego występu ukraiński teatr cieni Fireflies.
Swój przyjazd na galę potwierdził również Przemysław Saleta, który w ostatnim roku spędził wiele miesięcy w Tajlandii trenując Muaythai. Jak mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM, ten sport to styl życia:
Maciej Grzyb: Co pana skłoniło, żeby zacząć trenować?
Przemysław Saleta: Mówiąc szczerze - skuteczność. To dosyć brutalny sport, nie ma się co oszukiwać - techniki łokciem i techniki kolanem są bardzo skuteczne. W tych walkach jest sporo nokautów. Ale z mojej perspektywy to jest sport dla każdego. Nie trzeba walczyć, wystarczy trenować, żeby zachować formę fizyczną.
Ale to brutalny sport.
Brutalny, ale z drugiej strony mogą go uprawiać także kobiety. Nie muszą sparować i walczyć, ale - znając takie techniki - mogą wykorzystać je choćby do samoobrony. Ja zakochałem się w muaythai podczas pobytu w Tajlandii. Zobaczyłem, że jest w tym mniej sportu, a więcej stylu życia - ta nieprawdopodobna łagodność Tajów w życiu codziennym i te niesamowite walki w ringu. To jest naprawdę nieprawdopodobna kombinacja.
Skoro to tak brutalny sport, jest tam miejsce na fair play?
Jest bardzo dużo miejsca dla fair play. Ja szczerze powiedziawszy w żadnym sporcie nie widziałem, żeby rywale darzyli siebie nawzajem tak dużym szacunkiem. Myślę, że tutaj akurat dużą rolę odgrywa historia. Z naszego punktu widzenia sędziowanie może się wydawać niesprawiedliwe, bo tradycyjne techniki, takie jak kopnięcie czy uderzenia kolanami i łokciami, są wyżej punktowane niż uderzenia pięścią. Ale z drugiej strony, cała ta ceremonia, tańce wyrażające szacunek i tak dalej, i tak dalej, to wszystko jest naprawdę niesamowite.
To widowiskowy sport?
Bardzo widowiskowy. A przy tym, to jest trochę dziwne... bo znam iluś zawodników, którzy przez lata uprawiali boks, i widać po nich, że boks nie jest sportem najzdrowszym, i znam też iluś Tajów, którzy walczą od 5 roku życia - przykładowy Lucky ma 29 lat, ponad 700 walk na koncie, miał połamane różne rzeczy - a nie widać po nim, żeby walczył.