"Ten Tour był dla nas łatwiejszy. Podczas wspinaczki na Alpe Cermis był moment zdenerwowania, kiedy między Justyną i Johaug było 35 sekund, ale po chwili dostałem informację, że jest 41 sekund. Wtedy wiedziałem, że to będzie nasze zwycięstwo" - tak o czwartym triumfie w Tour de Ski mówił Aleksander Wierietielny, trener Justyny Kowalczyk. Według niego, nie można wykluczyć, że Polka za rok wystartuje w tym morderczym cyklu. "Jeżeli mistrzostwa świata wypadną dobrze, to zobaczymy" - skomentował. Odniósł się także do pojawiających się informacji o zabiegu czekającym Kowalczyk. "Justyna jest przeciwna temu zabiegowi. W tym roku go miała i nic do nie dało" - powiedział. O pomyśle zorganizowania w Polsce IO w 2022 roku mówi wprost: "To jest śmieszne, to porywanie się z motyką na księżyc. Przecież na górze nie siedzą głupi ludzie, którzy decydują, gdzie odbędą się IO. Oni wiedzą, że nie mamy nic".
Edyta Sienkiewicz: Panie trenerze, jak oceniłby pan ten ostatni etap - mordercza wspinaczka pod Alpe Cermis? Jaka była taktyka?
Aleksander Wierietielny: Taktyka była tak, żeby unieść nogi do samej góry. Udało się!
Był moment zdenerwowania, niepewności, bo Johaug ruszyła bardzo mocno?
Tak, był taki moment. Był moment, kiedy było 35 sekund między nimi, ale po chwili dostałem informację, że jest 41 sekund. Zrozumiałem, że Johaug nie odrabia, że Justyna utrzyma ten dystans. Już byłem spokojny i później widziałem, jak Justyna przebiegała, że ta odległość jest bardzo duża, że będzie to nasze zwycięstwo.
Jeżeli porównamy te wszystkie zwycięstwa, to można powiedzieć, że ten Tour był dla was łatwiejszy?
Zdecydowanie łatwiejszy, niż poprzednie edycje. Jeden dzień, kiedy Justyna poczuła zmęczenie, to była niedziela - ostatni etap. Poprzednie dni były na luzie, lekkie.
Zwłaszcza te biegi techniką klasyczną. To była deklasacja!
Tak, to była deklasacja. Justyna podczas biegu na 3 km odjechała na 16 sekund. Po tych biegach - na 3 i 10 km klasykiem - nie czuła się tak zmęczona. Dała z siebie wszystko, ale nie była wyczerpana. Była w dość dobrej dyspozycji.
W przyszłym roku odpuścicie Tour de Ski? Bo zapowiedział pan, że tym razem to naprawdę koniec.
Trzeba sprawdzić, czym się skończy, co nam dał ten Tour, jak nam pójdą mistrzostwa świata. Jeżeli będzie wszystko w porządku, to zobaczymy. Może potraktujemy to jako element przygotowań do IO. Jeżeli okaże się podczas mistrzostw świata, że ten Tour dał nam w kość, to zmienimy taktykę.
W lutym wrócicie do Włoch na mistrzostwa świata. Widać, że Justynie te trasy odpowiadają.
Tak, to była bardzo dobra próba i faktycznie te trasy jej odpowiadają. Najważniejsze jest to, żeby była w takiej formie podczas mistrzostw świata, żeby udało nam się to utrzymać. Wtedy będzie bardzo dobrze. Tour de Ski było super, oby tak biegała jeszcze przez dwa miesiące.
Ostatnio w mediach pojawiły się informacje, że w marcu Justyna ma się poddać kolejnemu zabiegowi. Tym razem piszczeli. Sprawa jest naprawdę tak poważna, czy to wszystko jest wyssane z palca?
Na temat tego zabiegu mogę powtórzyć to, co mówiła Justyna. Ona jest przeciwna temu zabiegowi, bo w tym roku miała ten zabieg i nic to nie dało, nic nie pomogło. Problem jest bardzo poważny, borykamy się w tym od paru lat. Cały czas to dokucza i musimy znaleźć jakiś sposób, który ułatwi jej bieganie stylem dowolnym.
Jak będą wyglądały kolejne dni?
Jutro przystępujemy do poważnych treningów, bo przez te 10 dni nie było treningów, były tylko starty i przejazdy, bardzo męczące przejazdy. Później były te bardzo męczące wywiady, bo Justyna była od drugiego dnia liderką Tour de Ski - wywiady, konferencje, kontrola antydopingowa - w sumie 2 godziny. W tym czasie inne zawodniczki mogły się zregenerować, były na "rozbieganiach". My tego nie mieliśmy, także teraz trzeba odbudować wszystko, co straciliśmy przez te 10 dni. Potrzebujemy odbudowy siły, wytrzymałości, po prostu normalnych treningów. Zostajemy we Włoszech. Trenujemy na tych trasach, na których odbędą się mistrzostwa świata.
Nie mogę nie zapytać o te docinki, przezwiska, które pojawiały się w norweskiej prasie. Czujecie odrobinę satysfakcji? "Wy nie wygraliście Tour de Ski, a ja zrobiłam to cztery razy" - powiedziała Justyna.
I ma rację. Zwłaszcza, że my nie zwracaliśmy uwagi na ich docinki, głupie wypowiedzi. Robimy swoje, dobrze nam to wychodzi. Było już siedem edycji. Norwegom do tej pory nie udało się wygrać. Może uda im się w przyszłym roku, jeżeli my nie wystartujemy.
Panie trenerze, chciałabym jeszcze zapytać o gorący ostatnio temat - IO w 2022 roku.
Chcę powiedzieć, że to, co na dzień dzisiejszy prezentuje Zakopane, które od wielu lat ubiega się o mistrzostwa świata, igrzyska olimpijskie, a na dzień dzisiejszy nie ma ani jednej trasy biegowej, ani jednej przygotowanej, to jest śmieszne. To jest porywanie się z motyką na księżyc. Justyna przygotowywała się do Tour de Ski na kilometrowej trasie.
Piękne obietnice, deklaracje nie wystarczą?
To, co my przedstawiamy na papierze, jest niewystarczające. W Zakopanem nie odbyły się ani jedne poważne zawody narciarstwa biegowego. Tylko skocznię mamy, to wszystko. Nie mamy stoków zjazdowych, gdzie odbywałyby się jakieś zawody, ani tras biegowych, zwykłych biegowych tras. O czym my mówimy? Przecież na górze nie siedzą głupi ludzie, którzy szukają i decydują, gdzie odbędą się IO. Oni wiedzą, że nie mamy nic.
Myślałam o tym właśnie w kontekście przygotowań Justyny do Tour de Ski, kiedy musiała w Zakopanem trenować na kilometrowej trasie. Skoro przez 6 lat nie byliśmy w stanie sprostać temu zadaniu, przygotować porządnej trasy...
Ma pani rację. Wszędzie w Europie, gdzie startujemy, trasy są naśnieżane. We Włoszech wszystkie trasy są sztucznie naśnieżone, idealnie przygotowane. U nas jak byłem - kiedy Justyna trenowała - minus 15 stopni, a trasy nie mogli przygotować. Armatki były wyłączone. Mało tego! W pierwszy dzień było 200 metrów dla biegaczy, którzy mają biegać 30 km, 15 km. Dopiero jak zadzwoniłem i zapytałem, czy jest możliwość przygotowania trasy, to zrobili kilometr. Mnie nie chodzi tylko o Justynę Kowalczyk, bo widziałem turystów z Zakopanego, którzy szukali trasy biegowej. Trasę należy przygotować dla turystów, szkoły sportowej, która latem, jesienią, wydaje duże pieniądze, żeby przygotować biegaczy. Przychodzi zima i czekają, kiedy sypnie śniegiem. Dopiero wtedy będą trasy. Po dzień dzisiejszy nie sypnęło śniegiem, szkoła sportowa nie trenuje. Po co były wydane te pieniądze, komu to potrzebne. Po co taka gospodarka?