Mieszkańcy ukraińskich miast cały czas przygotowują się na odparcie ewentualnego ataku wojsk rosyjskich.
Wiele kobiet i dzieci - w obawie o swoje życie - decyduje się jednak na ucieczkę z kraju. To przejazd od jednego punktu kontroli do kolejnego punktu kontroli i poszukiwanie otwartej stacji benzynowej, na której można zrobić choćby niewielki zapas paliwa czy wody - relacjonuje specjalny wysłannik RMF FM na Ukrainie Mateusz Chłystun.
Na punktach kontrolnych przeprowadzane są skrupulatne kontrole, co wydłuża czas przejazdu. Kolejki są ogromne, ale każdy przejeżdżający przez taki punkt słyszy od żołnierzy lub członków obrony terytorialnej: "Nie denerwujcie się na nas. Robimy to dla waszego bezpieczeństwa, dla bezpieczeństwa naszej ojczyzny".
W efekcie sznury aut mają po kilkadziesiąt kilometrów. Każdy z tych samochodów jest wypakowany po dach. W środku siedzą ludzie, którzy mają strach w oczach i niepewność. Nie wiedzą, dokąd los ich poprowadzi; nie wiedzą, czy i kiedy wrócą do swoich domów.
Na nocleg przy trasie praktycznie nie ma szans - mówił nasz dziennikarz. Pomocną dłoń oferują mieszkańcy wiosek, położonych wzdłuż dróg tranzytowych. Organizują noclegownie na przykład w budynkach szkół. W takiej właśnie noclegowni ostatnią noc spędził także specjalny wysłannik RMF FM. Wszystko odbywa się w ciemnościach, w konspiracji - przekazywał na antenie naszego radia. Wieczorem zawyły syreny alarmowe, wtedy ludzie pochowali się w piwnicach swoich domów.
Sznur aut i ludzie idąc pieszo podąża w stronę Rumunii, Mołdawii i Polski. Od rozpoczęcia w czwartek rosyjskiej inwazji na Ukrainę do Rumunii wyjechało ponad 43 tys. osób, zaś do Mołdawii - 70 tys.
Do Polski przybyło 213 tys. osób. To dane straż granicznej z niedzieli z godziny 15:00.