W zeszłym roku Rosja zwiększyła liczebność swojej armii o 140 tys. żołnierzy, w tym roku będzie ich o 150 tys. więcej. Wołodymyr Zełenski informuje w wywiadzie dla "The Economist", że część rosyjskiego wojska ma zostać wysłana na Białoruś, by wziąć udział w "ćwiczeniach". Dokładnie taki sam wybieg zastosowała Moskwa przed pełnoskalową inwazją na Ukrainę. Zełenski mówi tak: założenie jest takie, że rosyjscy żołnierze zaatakują z Białorusi Ukrainę, ale co jeśli zwrócą się ku Litwie albo Polsce? Ukraiński prezydent przestrzega świat po raz kolejny, a wywiad w brytyjskim tygodniku ukazuje się w dniu złych wiadomości dla Kijowa.

Zełenski spotka się w piątek z wiceprezydentem USA J.D. Vancem - głównym przeciwnikiem wsparcia Ukrainy w administracji Donalda Trumpa. Nie obchodzi mnie, co się stanie z Ukrainą - mówił Vance jakiś czas temu, a konkretnie w lutym 2022 roku, gdy wojska Putina rozpoczęły najkrwawszy konflikt w Europie po II wojnie światowej. 

Potem ukraińskiego prezydenta czeka seria rozmów i pozowanych zdjęć z liderami Zachodu w czasie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Wszyscy ci liderzy i tak będą patrzeć w kierunku obecnego na wydarzeniu wysłannika Trumpa - 80-letniego emerytowanego generała Keitha Kellogga, który najpierw - zgodnie z publikacją Bloomberga - potwierdził, że wykorzysta szczyt w Monachium do przedstawienia planu zakończenia wojny, a następnie zaprzeczył tym informacjom w wywiadzie dla innego medium. Rola Kellogga, którego słowa o konieczności militarnego wspierania Ukrainy, słynne frazy o "pokoju poprzez siłę" były analizowane na wszystkie strony przez media światowe - może polegać wyłącznie na odwracaniu uwagi od nurtu głównych wydarzeń.

Skoro bowiem we wtorek do Moskwy leci w tajnej misji Steve Witkoff, biznesmen, wieloletni przyjaciel Trumpa i przywozi stamtąd politycznego więźnia reżimu kremlowskiego, a Donald Trump z uśmiechem informuje, że "Rosjanie byli dla nas bardzo uprzejmi", jeżeli tajemnicą poliszynela jest fakt, że Witkoff (będący wysłannikiem USA na Bliski Wschód) otrzymał misję stworzenia kanałów negocjacyjnych z Putinem i jego świtą - to jasne jest, że "plany", koncepcje i zapewnienia o niezłomnym wsparciu dla Kijowa służą wyłącznie grze z opinią publiczną i być może częścią polityków w Europie.

Zełenski nie może powiedzieć wprost, że wie, iż jest rozgrywany między technokratami z Waszyngtonu i oligarchami z Moskwy. Na pytanie o Vance'a, odpowiada: myślę, że wiceprezydent koncentruje się bardziej na sprawach krajowych. Ale - jak donosi "The Economist" - ukraiński przywódca zaznacza, że nie do końca rozumie intencje obecnej administracji USA. Prosi tylko o jedno: słuchajcie, co mówi Kijów. Czy posłuchają? Wątpliwe. Na razie Zełenski przyznaje, że o planach pokojowych dla Ukrainy wie tyle, co my. Wszystkiego dowiaduje się z prasy.

W momencie, gdy w "The Economist" ukazuje się wywiad z Zełenskim, szef Pentagonu wbija Ukraińcom dwie potężne szpile: nigdy nie wejdziecie do NATO, zapomnijcie o przywróceniu granic państwa sprzed wojny. Zełenski przecież wiedział, że te słowa padną. Dlatego w rozmowie z brytyjskim tygodnikiem wprost przyznaje, że perspektywa Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim jest mało prawdopodobna. Przyznaje też, że Ukraina musi mieć plan B. Musimy zbudować NATO u siebie - co oznacza wzmocnienie armii. Musimy ją podwoić, podwoić tak, by była na tym samym poziomie co rosyjska. 

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

Zełenski nalega na pomoc Zachodu. Pociski, więcej pocisków, pociski dalekiego zasięgu i pociski do systemów Patriot - prezydent powtarza te słowa jak mantrę i mówi: to jest nasz plan B.

Po raz kolejny w ciągu ostatnich 3 lat pada sakramentalne: nie wierzcie Putinowi. Zełenski znów musi przypomnieć, że zachodni przywódcy skupieni na polityce wewnętrznej popełniają strategiczny błąd, sądząc, że szybkie zamrożenie konfliktu w Ukrainie uczyni nasze życie lepszym i przyjemniejszym. Zełenski rozkłada ręce i nazywa przywódców, którzy tak myślą ludźmi "z urojeniami". Nikt nie rozumie, czym jest wojna, dopóki nie dotrze do twojego domu. Nie chcę nikogo straszyć. Ale ona przyjdzie. Po prostu stwierdzam fakt.

Dlaczego nikt o tym nie mówi?

Prezydent mówi o tym, o czym wiedzą wszyscy. Rosja zwiększa liczebność armii. W ubiegłym roku o 140 tys. W tym, o 150 tys. Według Kijowa, Rosjanie mają w planach wysłać znaczne kontyngenty na Białoruś. Tam, pod pretekstem wspólnych ćwiczeń, ma rozpocząć się jeszcze w tym roku nowy rozdział wojny. Zakłada się, że wojska te mogą zaatakować Ukrainę. Ale co, jeśli zwrócą się ku Litwie lub Polsce? - pyta Zełenski, a potem jeszcze raz ze zdziwieniem: "Dlaczego nikt nie myśli, że tak się stanie?". Bez Ukrainy Europę czeka okupacja - stwierdza na koniec.

Zełenski w wywiadzie dla "The Economist" upiera się, że władza go nie zepsuła i że właśnie to odróżnia go od Putina. Twierdzi, że zrobi wszystko, by Moskwa nie wykorzystała prezydentury Trumpa do odsunięcia Ukrainy na boczny tor. Słuchajcie - mówi Zełenski - Nie pozwolę wygrać Putinowi. Tylko tym się kieruję.

Jeżeli, a wiele na to wskazuje, konflikt zostanie zamrożony, Rosja będzie szykować się do wojny. Ukraina też.