Rząd RFN zgodził się na wysłanie do Ukrainy swoich czołgów. Pojawiają się jednak nieoczekiwane problemy - Niemcy nie posiadają wystarczającej ilości amunicji do swoich maszyn.
Dziś wiemy jedynie, że oficjalna decyzja o dostawach już zapadła. Według najnowszych informacji, Niemcy przekażą kilkudziesiąt Leopardów 1 pochodzących z zapasów przemysłowych, czyli niewłączonych do służby.
Wszystko wskazuje na to, że większą część niemieckiego kontyngentu stanowić będą starsze wersje maszyn bojowych. Mówi się, że będzie to nawet 70 proc. czołgów. Ich wysyłka na front nastąpi dopiero, gdy koncerny zbrojeniowe naprawią maszyny i przygotują je do walki.
Teraz jednak pojawiają się nowe okoliczności szykowanego transferu broni dla odpierających rosyjską agresję Ukraińców. Okazuje się, że w niemieckich magazynach brakuje amunicji do czołgów. Berlin miał rozpocząć gorączkowe poszukiwania dostawców na całym świecie, nawet w Katarze.
Podobna sytuacja miała już miejsce w drugim kwartale ubiegłego roku, gdy rząd Olafa Scholza zobowiązał się do przekazania Ukrainie samobieżnych dział przeciwlotniczych Gepard. Wówczas, na ostatniej prostej przed wysłaniem transportu okazało się, że w magazynach Bundeswehry nie ma amunicji do gepardów.
To kolejna odsłona serialu pt: "Niemcy przekazują uzbrojenie Ukrainie". O ile do niedawna rząd RFN musiał liczyć się z poważną presją opozycji politycznej i społeczeństwa, które domagało się bardziej zdecydowanych działań i zwiększonej pomocy dla Kijowa, o tyle dziś sondaże wskazują, że znacznie spadła liczba respondentów, którzy uważają wsparcie przekazywane przez Berlin za niewystarczające. W styczniu taki pogląd dzielił co czwarty badany, dziś to zaledwie 15 proc. ankietowanych.