Co zdecydowało o porzuceniu przez Polskę i Węgry weta? A co przesądziło, że premier Mateusz Morawiecki zgodził się na nowe cele redukcji emisji CO2? Ujawniamy kulisy szczytu. Nasza dziennikarka w Brukseli rozmawiała z unijnymi dyplomatami. "Jeszcze tydzień temu wydało się, że może nie dojść do porozumienia w sprawie polsko-węgierskiego weta budżetowego" - powiedział wysoki rangą przedstawiciel jednego z krajów UE. Przypomnijmy - Polska i Węgry odstąpiły od weta w zamian za deklarację szczytu UE z wytycznymi do rozporządzenia o mechanizmie "pieniądze za praworządność".
Rozmówca RMF FM potwierdza, że już przed szczytem zawarto kompromis Polski i Węgier z niemiecką prezydencją i szefem Rady Europejskiej. Źródło naszej dziennikarki uważa, że Polska i Węgry chciały swoim wetem wywołać w UE pewnego rodzaju "elektrowstrząs", bo czuły się ostatnimi miesiącami zbyt atakowane. Nie jestem ich adwokatem, ale takie miałem wrażenie, że czuły się zapędzone do kąta przez KE, PE i niektóre kraje UE - mówi dyplomata.
Zdaniem naszego rozmówcy, Polska i Węgry wywołując ten "elektrowstrząs" liczyły, że ich obawy wobec braku obiektywności KE w sprawie mechanizmu praworządnościowego znajdą szersze poparcie wśród pozostały krajów Unii. Myślały, ze inne kraje dołączą do chóru pretensji wobec eurokratów w Brukseli - mówi nasze źródło. Tymczasem 25 krajów UE pozostało zjednoczonych i nie dało się podzielić. Nawet Słowenia zrobiła krok wstecz, i tym samym nikt się nie przyłączył do polsko-węgierskiego weta. Oczywiście zadziałała także perspektywa utworzenia Funduszu Odbudowy po pandemii dla "25".
Na niczym spełzły także kalkulacje Polski i Węgier, że sprawę załatwi kolejna prezydencja, czyli Portugalia. Wydawało im się, że będą mieć lepszą pozycje negocjacyjną pod portugalską prezydencją - wyjaśnia rozmówca RMF FM. Dlatego premier Portugali Antonio Costa przyjechał do Brukseli, by spotkać się z szefem Rady Europejskiej Charlesem Michelem. Na wspólnej konferencji prasowej wszelkie złudzenia zostały rozwiane. Costa powiedział, że popiera niemiecką prezydencję w sprawie mechanizmu praworządnościowego. Wyraźne stało się, że Portugalia wcale nie wspiera Polski i Węgier w kwestii weta i nie jest skora zajmować się tym problemem w czasie swojej prezydencji.
Rozmówca dziennikarki RMF FM wymienia także "autorytet i siłę przekonywania kanclerz Niemiec Angeli Merkel", która włączyła się bardzo aktywnie w negocjacje. Kanclerz Niemiec potrafiła poważnie i z uwagą podejść do obaw podnoszonych przez Orbana i Morawieckiego - mówi. Polsko-węgierskie weto "zostało rozbrojone jeszcze przed szczytem, dzięki kompromisowemu dokumentowi z wytycznymi, jak stosować mechanizm pieniądze za praworządność". Kluczowym sformułowaniem w kompromisowym tekście jest możliwość odwołania się do Trybunału Sprawiedliwości UE, co oznacza odroczenie w czasie stosowania środków, a przede wszystkim sprawdzenie, czy mechanizm jest zgodny z unijnym prawem.
Na samym szczycie, we czwartek Charles Michel przyjął strategię, żeby nie dopuścić do awantury. Chodziło mu o to, żeby nie było kłótni, bo wtedy wszystko mogłoby się wymknąć spod kontroli - ujawnia jeden z rozmówców. Michel zmieniał więc harmonogram obrad, przesuwał termin rozpoczęcia rozmowy o powiązaniu budżetu z praworządnością. Rozmawiano więc o pandemii, a potem o celach klimatycznych. A w tym czasie wyjaśniano kompromis z Holandią, która miała pewne wątpliwości prawne. Służby prawne Rady UE sprawdziły zgodność tego porozumienia z unijnym prawem, a zwłaszcza upewniły takie kraje jak Holandia, że "wyjaśnienia, które otrzymały Polska i Węgry, ani o milimetr nie zmieniają treści rozporządzenia praworządnościowego". Gdy Michel położył na stół kompromisowy dokument, unijni przywódcy prawie natychmiast go zaakceptowali.
W nocy z czwartku na piątek okazało się, że premier Mateusz Morawiecki blokuje porozumienia w sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych co najmniej o 55 proc. do 2030 roku. Polska blokowała to porozumienie prawie przez 8 godzin. Dla UE porozumienie w tej sprawie było bardzo ważne w związku z sobotnią ONZ-owską konferencją klimatyczną.
Polski premier po tym, jak otrzymał zgodę na deklarację kompromisową w budżecie, zaczął stawiać warunki w kwestiach klimatycznych - ujawnia jeden z rozmówców RMF FM. Całą noc praktycznie tylko on blokował porozumienie w sprawie celu redukcyjnego na 2030 rok. Polski premier argumentował, że dla polskiej gospodarki opartej na węglu nowy cel będzie trudny do zaakcentowania. I walczył o wsparcie.
Nie było dramatyzowania ani irytacji, ale sytuacja była bardzo poważna, momentami wydawało się, że naprawdę nie będzie porozumienia - mówi jeden z dyplomatów. Według jego relacji polski premier "dostawał za każdym razem coraz korzystniejsze dla Polski zapisy".
W centrum znaleźli się premier Mateusz Morawiecki, minister ds. europejskich Konrad Szymański i minister klimatu Michał Kurtyka. Chociaż nie uzyskali konkretnej sumy dla Polski na transformację energetyczną (bo jest po prostu za wcześnie i dla nikogo nie dało się takich sum wyliczyć), to otrzymali zapis o możliwości przeniesienia kwestii sposobu dochodzenia do tego celu na unijny szczyt, gdzie jest jednomyślność i Polska ma prawo weta.
Gdy nad ranem premier Morawiecki uzyskał już wszystko, co się dało w tym momencie uzyskać i nadal blokował porozumienie, szef Rady Europejskiej Charles Michel postawił mu ultimatum. Według źródeł RMF FM miało ono brzmieć: albo Polska zgadza się i ma zapis we wnioskach ze szczytu o możliwości odwołania się do szczytu (z prawem weta) albo nie ma porozumienia dzisiaj na szczycie i decyzja o nowym celu redukcyjnym przechodzi na Radę UE. To ostatnie oznaczałoby, że decyzja o nowym celu redukcji do 55 proc. emisji CO2 zapadnie kwalifikowaną większością, więc Polskę będzie można przegłosować. Wtedy - była już 8 rano - premier Morawiecki zgodził się.
Zdaniem rozmówców dziennikarki RMF FM negacje odbywały się w spokojnej atmosferze. Nie było niepotrzebnego dramatyzowania - powiedział dyplomata.