Nie ma przełomu w stosunkach polsko-białoruskich, jeśli chodzi o podejście do nieuznawanego przez reżim Łukaszenki Związeku Polaków pod kierownictwem Andżeliki Borys. Jest za to bardzo stanowcze stanowisko goszczącego w Warszawie szefa białoruskiego MSZ Siergieja Martynowa: nie ma mowy o dyskryminacji.
Tłumaczenie sytuacji nieuznawanego Związku Polaków autorstwa białoruskiego ministra może bulwersować. Martynow argumentuje, że polska mniejszość to integralna część białoruskiego społeczeństwa i cieszy się takimi samymi prawami i swobodami jak inni Białorusini. W czym zatem według niego problem? To nieporozumienie między dwiema frakcjami polskiej organizacji. Rząd Białorusi nie chce w to ingerować i uważają , że władze obu związków same powinny dojść do porozumienia - twierdzi Siergiej Martynow. Na te słowa Radosław Sikorski zdobył się jedynie na apel, by Mińsk umożliwił demokratycznie wybranym władzom organizacji Polaków działać legalnie. Podczas wspólnej konferencji powiedział jedynie, że z białoruskim gościem rozmawiał na ten temat "szczerze i otwarcie" - co w języku dyplomatycznym może oznaczać, że sprawę postawił bardzo ostro. Dociskany przez dziennikarzy oświadczył, że przedstawił ministrowi Martynowowi dwa scenariusze współpracy polsko-białoruskiej. Jeden pozytywny - gdy prawa Związku Polaków będą zagwarantowane. Drugi - negatywny - jeśli się tak nie stanie. Nie chciał jednak ujawnić co ma oznaczać ten drugi scenariusz.
Przed konferencją prasową obaj politycy podpisali umowę o małym ruchu granicznym. Ma zacząć działać jeszcze w tym roku.