Działania prokuratury i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w redakcji "Wprost" były mało profesjonalne i nieroztropne. Takie tezy zawiera ocena Ministerstwa Sprawiedliwości, zlecona przez Donalda Tuska po środowych wydarzeniach - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Krytycznie do raportu odnosi się Prokuratura Generalna. Jej zdaniem ocena działań śledczych powstała na niepełnym materiale.
Resort ma przedstawić raport oceniający działania agentów i prokuratorów dzisiaj o godz. 14. Z jednej strony ministerstwo analizowało ogólnodostępne materiały, które pojawiły się w mediach wieczorem, gdy w redakcji "Wprost" trwały działania śledczych. Z drugiej, ma raporty od służb podległych rządowi, które były na miejscu - od policji i ABW. Jak usłyszał jednak nasz reporter, tylko takie, które mogły one zgodnie z prawem przekazać.
Służby wykonywały pracę na rzecz prokuratury prowadzącej śledztwo. Ta zabrała głos w sprawie raportu jeszcze przed jego publikacją. Według Mateusza Martyniuka z Prokuratury Generalnej, ocena działań śledczych powstała na niepełnym materiale. Minister sprawiedliwości przede wszystkim nie miał filmu, który jest w aktach śledztwa. To nagranie z działań służb w redakcji "Wprost" nakręcone przez funkcjonariuszy ABW. Jak twierdzi Martyniuk, to najbardziej obiektywny dowód tego, co działo się na miejscu. Prokuratura w przyszłym tygodniu zamierza go upublicznić.
To niejedyne jego wątpliwości dotyczące ministerialnej oceny. Według Martyniuka, to niespotykana sytuacja, gdy organ władzy wykonawczej kontroluje niezależną prokuraturę. Ocena działań śledczych może zostać dokonana przez niezawisły sąd i tak się zapewne stanie. Jest bowiem zapowiedź złożenia zażalenia na przeszukanie - wyjaśnił. Ma je złożyć redakcja "Wprost".
Śledczy badają natomiast obecnie dwa wątki tzw. afery podsłuchowej. Pierwsze śledztwo wszczęto w sprawie przekroczenia uprawnień. Dotyczy rozmowy Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem. W drugim prokuratorzy badają sprawę nielegalnego podsłuchu w restauracji. Wniosek o ściganie złożyli nagrani szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz i były szef GROM Dariusz Zawadka. To przestępstwo ścigane na wniosek pokrzywdzonego.
W środę praska prokuratura postawiła dwa zarzuty w sprawie nielegalnych nagrań polityków i szefa NBP Łukaszowi N., który miał pracować w stołecznej restauracji, gdzie ich dokonano. Wcześniej zatrzymała go w Warszawie ABW. Pozostaje do dyspozycji prokuratury. Za nielegalny podsłuch grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo kara pozbawienia wolności do lat 2.
Zgodnie z zapowiedzią jutro Sylwester Latkowski, redaktor naczelny "Wprost", ma przekazać śledczym pliki z nagraniami, po które w środę przyszli do redakcji agenci ABW i prokurator. We "Wprost" trwa jeszcze analiza plików. Informatyk, który współpracuje z redakcją, ma sprawdzić, czy wydanie nagrania nie doprowadzi śledczych do osoby, która przekazała je dziennikarzom. Z wstępnych badań wynika, że plik będzie można przekazać.
Wczoraj tygodnik opublikował całą rozmowę Bartłomieja Sienkiewicza z Markiem Belką. Według naszych informacji to całość nagrań, jakie dostali dziennikarze.
Na upublicznionych nagraniach słychać, jak szef MSW rozmawia z prezesem Narodowego Banku Polskiego i byłym ministrem Sławomirem Cytryckim o hipotetycznym wsparciu przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS. Belka w zamian za wsparcie stawia warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym. Tygodnik twierdzi, że do rozmowy doszło w lipcu 2013 r. W listopadzie Rostowski został zdymisjonowany; pod koniec maja 2014 r. do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP.