3 marca 2012 we wsi Chałupki w pobliżu Zawiercia czołowo zderzyły się dwa pociągi. Zginęło 16 osób, prawie 160 zostało rannych. Przyczyną katastrofy był błąd dyżurnych ruchu, którzy wpuścili dwa składy na ten sam tor.

Trzy lata temu zderzył się skład TLK "Brzechwa" jadący z Przemyśla do Warszawy ze składem Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa-Kraków. Katastrofy nie przeżyło 16 osób, wśród nich maszyniści obu pociągów, oraz pomocnik maszynisty pociągu relacji Przemyśl-Warszawa i kierownik pociągu relacji Warszawa-Kraków. W chwili zderzenia jeden z pociągów jechał z prędkością 98 km/h, a drugi 40 km/h.

19 milionów złotych strat

Na podstawie opinii biegłych ustalono, że stan techniczny lokomotyw i wagonów, jak również infrastruktury kolejowej, nie miał wpływu na przebieg katastrofy. Straty po tragicznym wypadku oszacowano na ponad 19 milionów złotych. Zawinili nie tylko dyżurni, ale też maszyniści obu pociągów, którzy zginęli w katastrofie.  Po katastrofie - zarówno pasażerom, jak i kolei - wypłacono odszkodowania w wysokości ponad 8 milionów złotych.

Mieszkanka Chałupek: "Ten pociąg cały czas stoi mi przed oczami"

To, co wydarzyło się trzy lata temu doskonale pamiętają mieszkańcy okolic Zawiercia. Jak tylko tam spojrzę, ten pociąg cały czas stoi mi przed oczami - mówi mieszkanka niewielkich Chałupek. Tory, gdzie zderzyły się pociągi, znajdują się kilkaset metrów od drogi. Było tuż przed godz. 21, gdy mieszkańcy wsi usłyszeli huk. Dochodził od strony torów. Zwykle o tej porze mijały się tam dwa pociągi. Ci, którzy mieli najbliżej od razy pobiegli na miejsce wypadku. Nie mieli jeszcze pojęcia co się wydarzyło. Po chwili usłyszeli krzyki. Przeraźliwe... dochodzące z ciemności. Te krzyki były wtedy najgorsze - wspomina jeden z mieszkańców.

Śledztwo ws. katastrofy prowadziła Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, która wysłała akt oskarżenia do sądu na początku grudnia ubiegłego roku. Za nieumyślne spowodowanie katastrofy odpowiedzieć powinno dwoje dyżurnych ruchu z posterunków kolejowych Starzyny i Sprowa - Andrzej N. i Jolanta S., którzy - zdaniem prokuratury - doprowadzili do zderzenia pociągów kierując je na ten sam tor. Grozi im kara do ośmiu lat więzienia. 

TUTAJ przeczytasz wstrząsające wspomnienia po katastrofie sprzed trzech lat

Oboje odpowiedzą też za poświadczenie nieprawdy w dziennikach ruchu posterunków kolejowych. Wpisali w nich, że o 21.20 zostały zamknięte tory. Opierając się na analizie nagrań rozmów pomiędzy dyżurnymi prokuratura przyjęła, że faktyczne zamknięcie torów nastąpiło dopiero o godz. 22.38.

(md)