"To nie podatek, a kaganiec na media. Stracą przede wszystkim widzowie, słuchacze i czytelnicy. Nie będą mieli wyboru" - tak o tym planowanym podatku mówi doktor Łukasz Przybysz z Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Według niego podatek ograniczy to, co najdroższe w mediach - informację i publicystykę.

Dr Łukasz Przybysz podkreśla, że redakcje będą musiały przemodelować swoją działalność, rezygnować z tego, co swobodnie teraz robią. Dodaje, że efekt nie będzie natychmiastowy, ale długofalowy.

Według niego fałszywy jest argument, że pieniądze z podatku pójdą na służbę zdrowia oraz że jakiś fundusz będzie dzielił pieniądze, które częściowo wrócą do mediów. Medioznawca podkreśla, że jeśli te pieniądze będą dzielić politycy, to podział musi budzić obawy.

Przypomnijmy - niezależne polskie media protestują przeciwko pomysłowi Ministerstwa Finansów: resort chce nałożyć na portale internetowe, radia, telewizję, prasę, kina i firmy billboardowe nową składkę reklamową, która w konsekwencji uderzy w konsumentów. W liście otwartym przedstawiciele mediów piszą wprost, że "jest to haracz uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę, a także polskie produkcje, kulturę, rozrywkę, sport oraz media". 

RMF FM i RMF24.pl, stojąc zawsze po stronie swoich Słuchaczy i Czytelników, również popierają akcję i dołączyły do protestu przeciwko nowemu podatkowi obciążającemu media.


Mariusz Piekarski, RMF FM: Opłata, składka reklamowa, zasilenie NFZ, ustawa o dodatkowych dochodach NFZ-tu, a pan jakby nazwał to, co mediom "przyszykował" rząd?

Dr Łukasz Przybysz, medioznawca, Uniwersytet Warszawski, Wydział Dziennikarstwa: Chyba tak, jak media to nazywają ostatnio, czyli haracz. Tak naprawdę haracz i założenie kagańca - tak bym to nazwał, ponieważ te nowe regulacje mają chyba nie na celu jedynie wspomaganie w procesie wychodzenia z Covidu, czy radzenia sobie z sytuacją kryzysową w naszym kraju, ale także mają na celu w pewnym sensie ograniczenie wolności mediów. Ponieważ wpływów reklamowych nie będzie, albo będą bardzo mocno ograniczone i tak, jak media w swoim apelu podkreślają, nie będzie można prowadzić śledztw dziennikarskich, nie będzie można prowadzić codziennego dziennikarstwa. Nawet takich sytuacji nie będziemy mieć, jak dzisiaj, albo będziemy mieć ich mniej. Każdy kaganiec nakładany na media w postaci finansowej bądź jakiejkolwiek innej cenzury nie jest właściwy w demokracji.

To jest kaganiec poprzez włożenie ręki do kieszeni, do odcięcia od jedynych źródeł finansowania tak naprawdę mediów komercyjnych, niezależnych, które nie dostają żadnych pieniędzy z budżetu państwa?

Oczywiście, że tak. Tak, jak pan powiedział panie redaktorze, nie ma innego finansowania tych mediów. Tylko z reklam czerpią pieniądze, które mogą przeznaczać na swoją codzienną działalność. A codzienną działalnością mediów niezależnych i jakichkolwiek mediów jest poszukiwanie informacji, dociekanie prawdy, dochodzenie do tego, co się dzieje, wysyłanie reporterów w teren. Tego nie będzie można robić albo przynajmniej nie będzie można robić tego w takim zakresie, jak ma to miejsce obecnie.

Jaki będzie pana zdaniem, taki oczywisty, pierwszy skutek wprowadzenia tej daniny, haraczu, jak pan mówi z punktu widzenia działalności mediów, podstawowej działalności informacyjnej i skutek dla słuchaczy? Co stracą słuchacze, widzowie?

Odbiorcy mediów stracą bardzo dużo. Może nie będzie to efekt natychmiastowy, nie stanie się to w jednym momencie, ponieważ jakaś tam inercja musi nastąpić. Natomiast na pewno wszystkie media komercyjne będą musiały przeorganizować swoje budżety, będą musiały inaczej spojrzeć na swoje wydatki i swoje wpływy, co na pewno spowoduje, że będą ciąć tam, gdzie jest najdrożej, czyli tam gdzie należy wysłać kogoś w pewne miejsca, bo wiadomo, że to jest najdroższe, gdzie należy przygotować materiały na żywo. Będą korzystać z jakiejś wspólnej puli, będą musiały się przeorganizować. Słuchacze stracą różnoraki ogląd sytuacji. Możemy sobie wyobrazić sytuację, że tak naprawdę będzie jeden stream informacji, ponieważ będzie to po prostu ekonomicznie bardziej opłacalne. Nie wiem jeszcze w tej chwili, jak to może wyglądać, ale takie przewidywanie tutaj przekazuję.

A jak pan rozumie ten mechanizm opodatkowania - portale internetowe 5 proc., ale media konwencjonalne - nawet 10 proc., a jeśli to są wpływy z reklam pewnych towarów, jak leki czy różnego rodzaju tabletki, medykamenty, to jest już nawet 15 proc. W domyśle rząd mówi: "ale 50 proc. z tych środków pójdzie do Funduszu Zdrowia, na ratowanie naszego zdrowia w sytuacji covidowej".

To także musi zmienić politykę reklamodawców. Proszę zobaczyć, co się stało z wprowadzeniem podatku cukrowego - Coca Cola czy napoje z wysoką zawartością cukru nagle stały się nie napojami, a odrdzewiaczami. Tutaj także zarówno rynek mediów, jak i reklamodawców zareaguje na to w jakiś sposób. Na pewno już w tej chwili trwa przerzucanie się pomysłami. Tak że ktoś po stronie rządowej zrobił dobry research, patrząc, gdzie i skąd może wziąć tych pieniędzy po prostu najwięcej. Okej. Jeśli te pieniądze rzeczywiście pójdą na Fundusz Zdrowia, jeśli te pieniądze rzeczywiście zostaną przeznaczone na to, na co powinny być przeznaczone, to w porządku. Pytanie tylko: czy te pieniądze powinny być przeznaczane z wpływów prywatnych przedsiębiorstw, czy nie powinny zostać przeznaczone z rezerwy budżetowej, rządowej.

Rząd obiecuje i zapisuje w tym projekcie, że 35 procent środków zasili nowy Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów, i obiecuje, że część pieniędzy wróci do mediów w jakiejś formie. Pytanie: w jakiej formie i kto będzie decydował o tym, kto i na co dostanie.

No właśnie: kto będzie decydował, kto i na co dostanie. Jak słyszę taką łatkę, taki szyld, że będzie to dziedzictwo narodowe, to od razu uruchamia mi się: no tak, tylko konkretne media na tylko konkretne przekazy z konkretnymi treściami dostaną te pieniądze, ponieważ inne mogą zostać odsiane.

Patrząc tylko z punktu widzenia radia, muzyka na przykład: "W tej stacji jest zbyt dużo muzyki zagranicznej, to nie dokłada się do naszego dziedzictwa narodowego - nie dostajecie". Tylko że muzyka zagraniczna jest muzyką komercyjną, która także sprzedaje czas antenowy.

I tak dalej.

To jest oczywiście zawoalowane mówienie, że to wróci - nie wróci albo wróci tylko w jedną stronę: do tych, do których ma wrócić. Nie wierzę w takie zapewnienia, że ten mechanizm będzie klarowny i jasny. Jeśli coś wchodzi, to, jak wraca, to na pewno nie w takiej samej formie i nie w takiej samej wielkości.

Nie w takiej formie, bo jak zabieramy i rozdajemy, możemy decydować, na co i komu dajemy.

To jest kolejny kaganiec. To jest kolejna smycz. To jest kolejny sposób kontroli. Wracam do tego, co powiedziałem na początku, może bardzo mocnego stwierdzenia - ale to mi pachnie zakładaniem kagańca na wolne media.