Prokuratorzy prowadzący dochodzenie w sprawie katastrofy 10 kwietnia ponownie przeprowadzili oględziny miejsca wypadku - poinformował rzecznik Komitetu Śledczego przy Prokuraturze Generalnej Rosji. Żadnych przedmiotów i innych dowodów rzeczowych, mających znaczenie dla śledztwa, nie znaleziono - mówi agencji ITAR-TASS Władimir Markin.
Tymczasem znany francuski ekspert ds. katastrof samolotowych Gerard Feldzer w rozmowie z korespondentem RMF FM Markiem Gładyszem zasugerował, że warunki, w jakich prowadzone jest śledztwo po katastrofie 10 kwietnia, nie odpowiadają zachodnim standardom. Szef Muzeum Lotnictwa w Le Bourget koło Paryża twierdzi, że fakt, iż miejsce katastrofy nie zostało odpowiednio zabezpieczone, może przekreślić szanse na odkrycie przyczyn tragedii.
Według niego najbardziej zaskakujące jest to, że na teren, na którym doszło do katastrofy, mogli wchodzić przypadkowi ludzie - m.in. okoliczni mieszkańcy - i wynosić znalezione tam rzeczy, np. dokumenty i drobne części maszyny. Jest oczywiste, że w każdym śledztwie po katastrofie lotniczej najważniejsze jest zabezpieczenie miejsca, gdzie do niej doszło. Nie można pozwolić sobie na to, by cokolwiek stamtąd zginęło. Najdrobniejsza rzecz może mieć ogromne znaczenie w śledztwie - wyjaśnia Feldzer.
W ubiegłym tygodniu Polska zwracała stronie rosyjskiej uwagę na złe zabezpieczenie miejsca tragedii. Informowała, że wciąż można tam znaleźć przedmioty pochodzące z rozbitego samolotu, w tym rzeczy osobiste ofiar.
Dla nas w tej chwili rzeczą nadrzędną jest ponowne przeszukanie terenu, abyśmy nie byli świadkami ponownego znajdowania przedmiotów na tym terenie. A następnie trzeba będzie oczywiście podjąć rozmowy odnośnie zabezpieczenia tego terenu - mówił w czwartek rzecznik polskiego MSZ Piotr Paszkowski.
Kilka dni temu rząd zapowiadał, że na miejsce tragedii pojadą polscy archeolodzy. Władze nie dostały jednak na razie od Rosjan zgody na działania w Smoleńsku polskich naukowców.