Termin wizyty Jerzego Millera w Moskwie zostanie dopiero uzgodniony - tak Donald Tusk powiedział o wyjeździe szefa MSWiA, który ma wpłynąć na poprawę współpracy z Rosjanami. Miller wysłał do rosyjskiego MAK-u wnioski o przekazanie niezbędnych dokumentów, by posunąć do przodu polskie dochodzenie. Na razie nie ma odpowiedzi na te prośby.
Premier na razie zamierza czekać na efekty moskiewskiej interwencji Jerzego Millera. Jeśli owe efekty będą mizerne, wtedy wkroczy do akcji. Jeśli miałoby się okazać, że przydatna i pożądana byłaby także moja bezpośrednia rozmowa z szefami rosyjskiego rządu czy z prezydentem, to oczywiście będę do dyspozycji - stwierdził. Interwencja szefa polskiego rządu to jednak ostateczność. Najpierw powody odmowy udostępnienia niektórych dokumentów przez stronę rosyjską ma wyjaśnić szef MSWiA i śledczy akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym Edmund Klich.
Jednak po raz pierwszy Tusk nie mówił o współpracy ze stroną rosyjską w samych superlatywach. Pojawiło się słowo "problem", a nawet "problemy". Z punktu widzenia prowadzących przez nas badanie, ale przede wszystkim akredytowanego, bo on jest uprawniony do dostępu do wszystkich dokumentów, te problemy są tej skali, że skazałem już zwrócić się z tą korespondencją - powiedział premier.
Wcześniej szef MSWiA potwierdził, że strona polska nie otrzymała z MAK szeregu istotnych dokumentów pozwalających polskiej komisji i prokuraturze kontynuować badanie przyczyn katastrofy z 10 kwietnia. Mamy spore luki w dokumentacji - przyznał. Według Millera, który przewodniczy polskiej komisji ds. badania wypadków lotniczych, Edmund Klich, wystosował w tej sprawie list do przewodniczącej MAK Tatiany Anodiny. Miller niezależnie od tego prowadzi swoją korespondencję z MAK.