Rośnie liczba dzieci, u których zdalne nauczanie powoduje depresję. Częściej niż do tej pory pojawiają się przypadki samoagresji, a nawet próby samobójcze - alarmuje w rozmowie z RMF FM pracownik poradni psychologiczno-pedagogicznej z Białegostoku Kamil Koszałkowski. Dodaje, że problemy zgłaszają nie tylko nastolatki, ale także młodsze dzieci. Od marca w Warmińsko-Mazurskiem, w związku z sytuacją epidemiczną, zdalne nauczenia wraca do wszystkich klas szkoly podstawowej.
Część nastolatków na początku pandemii mówiło, że fajnie zostać w domu i z łóżka śledzić lekcje prowadzone przez nauczycieli - opowiada pedagog. Teraz większość mówi o tęsknocie za szkołą, którą kiedyś atakowały, czy wręcz nienawidziły. Szkoła jest dla dzieci bardzo ważna - tłumaczy Kamil Koszałkowski. Stwarza pewne ramy, w których nastolatki funkcjonują. Mogą się spotkać, mogą rozmawiać, mogą nawiązywać relacje - opowiada.
Ekspert ostrzega, że ze skutkami psychologicznymi zdalnego nauczania wśród dzieci i młodzieży będziemy się zmagać jeszcze bardzo długo. Dzieci, które uczą się w klasach I-III będą to odczuwać, bo to jest czas, kiedy wchodzą w rytm nauczania. Nastolatki będą miały dziurę w relacjach, kompetencjach związaną z pandemią - tłumaczy. Dodaje, że rodzice i nauczyciele powinni zwrócić uwagę na dwa rodzaje sygnałów. Pierwszy to wycofanie i apatia, drugi to agresja. Często u nastolatków stany depresyjne są maskowane stanami agresyjnymi. Tzw. opryskliwością, pyskowaniem - podkreśla.
Pedagog dodaje, że potrzeba kontaktu wśród nastolatków jest tak duża, że coraz częściej dochodzi do powstawania równoległych klas. To wręcz takie tajne nauczanie - mówi Koszałkowski. Dzieci spotykają się w swoich domach, żeby razem uczyć się zdalnie. Powszechne są też polekcyjne spotkania grupek młodzieży.