„Czeka nas taniec na wulkanie” - tak przed problemami z prowadzeniem nauki stacjonarnej dla przedszkolaków i najmłodszych uczniów klas szkoły podstawowej ostrzegają rodzice i związkowcy. Sławomir Broniarz podkreśla, że jednym z problemów są braki kadrowe.
Od soboty wszystkie szkoły średnie i klasy szkoły podstawowej IV-VIII zaczynają naukę w formie zdalnej. Według ministerstwa edukacji - co najmniej do ósmego listopada.
Straciliśmy osiem tygodni - komentuje decyzje rządu o zdalnym nauczaniu dla większości dzieci prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jak dodaje, taką możliwość należało wprowadzić już we wrześniu, dając dyrektorom prawo do zmiany trybu nauczania w razie zagrożenia epidemicznego.
Sławomir Broniarz wskazuje przede wszystkim na problem braku nauczycieli. Wiele osób - w podeszłym wieku z chorobami przewlekłymi - nie wróciło we wrześniu do szkoły. Resztę dziesiątkuje pandemia alarmuje Sławomir Broniarz. My codziennie mamy przyrosty na poziomie kilku tysięcy nauczycieli, którzy idą na zwolnienia lekarskie, bądź odchodzą po prostu ze szkoły. I dodaje, że w tej chwili może brakować nawet 50 tys. nauczycieli.
Prezes ZNP apeluje do rządu, żeby pozwolił nauczycielom na wcześniejszych emeryturach uzupełnić braki kadrowe. Konieczne są zmiany w przepisach, żeby mogli uczyć przez kilka godzin w tygodni.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Nauka zdalna w szkołach: Rząd ogłosił decyzje
Iga Kazimierczyk, mama, ale także nauczycielka i dyrektor przedszkola ostrzega, że bez masowych testów dla nauczycieli sytuacja będzie coraz trudniejsza. Trochę to przypomina taniec na wulkanie, dlatego, że - oczywiście pracujemy dalej, ale - tak naprawdę to pracujemy do pierwszej choroby.
Związek Nauczycielstwa Polskiego, który od dawna walczy o testy, domaga się zmniejszenia grup w najmłodszych klasach podstawówki i przedszkolach. Grupa 12-osobowa stwarza o wiele większe możliwości. Większy komfort i większy dystans można zapewnić, niż w grupie 25-osobowej - apeluje prezes Sławomir Broniarz