Jedna osoba zmarła przed ewakuacją pacjentów z kaliskiego Domu Pomocy Społecznej do szpitala zakaźnego w Poznaniu - ustalił reporter RMF FM. Przed drugą w nocy kolumna wojskowych karetek z 26 osobami, u których potwierdzono Covid-19, dotarła do lecznicy.
Pacjentów do Poznania transportowało 6 wojskowych karetek wielonoszowych, które po 23 wyruszyły sprzed kaliskiego DPS-u. Jak ustalił Mateusz Chłystun jeden z pensjonariuszy - mężczyzna - zmarł zanim trafił do karetki.
Jak mówił reporterowi RMF FM wojskowy, który odpowiadał za logistykę operacji, wiele czynników ją utrudniało. Zróżnicowany stan psychofizyczny tych osób. Nie mieliśmy do dyspozycji widny. Osoby na łóżkach były niesione albo sprowadzane. Trzeba było wspólnie z dzienny personelem DPS-u, który tam przebywa dokonać pewnego podziału pensjonariuszy na osoby bezwzględnie leżące - tłumaczył płk. Rafał Miernik - dowódca 12. Wielkopolskiej Brygady Wojsk Obrony Terytorialnej, która odpowiadała za logistykę całej operacji.
To, że operacja była dobrze przygotowana i przebiegła sprawnie potwierdzają rozmówcy reportera RMF FM z DPS-u w Kaliszu.
Pod opieką nadal mają 131 pacjentów, od wczoraj wsparło ich jednak 9 osób, które zdecydowały się wejść do ośrodka.
W budynku są też żołnierze ze Śremu, którzy prowadzą dezynfekcję części pomieszczeń.
Jedyna pielęgniarka, która zajmowała się pacjentami w Domu Pomocy Społecznej w Kaliszu opuściła wczoraj ośrodek, ze względu na skrajne wyczerpanie. Wtedy na miejscu zostali już tylko opiekunowie, którzy formalnie nie mogą np. podawać leków.
Jak zaznaczają rozmówcy RMF FM, Krystian Kinastowski do tej pory nie zdawał sobie sprawy z dramatu, jaki od tygodnia rozgrywa się za bramą DPS-u. W piątek rano przyjechał jednak przed ośrodek, spotkał się z dziennikarzami i przyznał wprost, że nie wiadomo kto z przebywających w środku jest zdrowy, a kto może być nosicielem Covid-19. Wspomniał też, że prosił m.in. szpital w Kaliszu o przyjęcie części pensjonariuszy w ciężkim stanie, ale spotkał się z odmową.
Pierwsze objawy koronawirusa u mieszkańców kaliskiego DPS-u pojawiły się 4 kwietnia. Wcześniej wystąpiły u jednej z pracownic administracji ośrodka, u której kilka dni później potwierdzono jego obecność. Na miejscu nie wdrożono jednak żadnych procedur, które mogłyby zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby. Jak informują nas pracownicy - dyrekcja placówki starała się zataić pierwszy potwierdzony przypadek.