Ubrany od stóp po głowę w kombinezon ochronny, z plecakiem połowy jego wielkości, samotny 4-letni chłopiec przekracza próg szpitala. Taką scenę uchwyciła swoim telefonem pielęgniarka placówki zakaźnej w chińskim mieście Putian. Szpital ten jest miejscem obowiązkowej kwarantanny dla zakażonych koronawirusem. Chłopiec został okrzyknięty ofiarą chińskiej polityki "zero tolerancji".
Trzymilionowe miasto Putian jest obecnie epicentrum pandemii koronawirusa w Chinach. Kolejne przypadki wariantu Delta wykrywane są na tamtejszych osiedlach mieszkaniowych, w szkołach i fabrykach. Miejscowe media doniosły wcześniej, że od sierpnia z miasta do innych prowincji wyjechało około 30 tys. osób.
Władze Chin, chcąc opanować kolejną falę zachorowań, wprowadziły politykę "zero tolerancji". W przypadkach wykrycia nowych zakażeń, stosowane są lokalne lockdowny. Władze niektórych miast i regionów zaostrzyły kontrole podróżnych i wprowadziły obowiązkową kwarantannę oraz masowe testy przesiewowe.
Tak właśnie jest w mieście Putian. To tam do szpitala, w którym zakażeni przechodzą kwarantannę, przewieziono 4-letniego malca. Nie było przy nim rodziców.
Pielęgniarka swoim telefonem nagrała filmik, na którym dziecko w kombinezonie ochronnym wygląda jak mały kosmita. Miliony ludzi skomentowało nagranie, które kobieta opublikowała w chińskich mediach społecznościowych.
"Aż serce się ściska" - napisał jeden z użytkowników Weibo. "Mam oczy mokre od łez" - skomentował ktoś inny.
Ponieważ wariantem Delta najczęściej zarażają się dzieci, w mieście podjęto decyzję, by zakażone maluchy - nawet te w wieku przedszkolnym - izolować od rodziców, by ci z kolei nie przenieśli koronawirusa na innych mieszkańców Putian.
Tak właśnie było w przypadku malucha z filmu. Zhu Xiaqing, pielęgniarka, która go nakręciła, powiedziała w rozmowie z lokalną gazetą, że w tym dniu do szpitala przyjechał ambulans wypełniony samotnymi dziećmi, przeznaczonymi do izolacji.
"Dzieci nie powinny być poddawane tak ekstremalnej kwarantannie. To społeczne koszty polityki "zero tolerancji" - skomentował Jin Dongyan, wirusolog z uniwersytetu w Hongkongu.