Przedsiębiorcy branży fitness przekonują, że nakaz zamknięcia ich sektora gospodarki z powodu lockdownu, był niezgodny z prawem. Pozwali Skarb Państwa - chcą ustalenia odpowiedzialności za szkody, jakie ponieśli przez wprowadzenie przez rząd ograniczeń. Skarżą się, że mimo braku podstawy prawnej, nękani byli wieloma kontrolami. „Od 28 grudnia do końca maja miałem ponad 300 kontroli policji w obydwu klubach, kontrole były każdego dnia, od dwóch do czterech” - mówi Michał Nicia w rozmowie z dziennikarką RMF FM.
Właściciele siłowni i klubów fitness chcą domagać się odszkodowań również indywidualnie. Do złożenia pozwu przygotowuje się skierniewicki przedsiębiorca Michał Nicia. Sąd Rejonowy w Skierniewicach umarza kolejno postępowania przeciwko niemu - już wydał kilka korzystnych dla przedsiębiorcy postanowień, w kolejce na rozpatrzenie czeka jeszcze kilkadziesiąt. Przez 5 miesięcy prowadzenia działalności, jego kluby były regularnie i bardzo intensywnie kontrolowane...
Od 28 grudnia do końca maja miałem ponad 300 kontroli policji w obydwu klubach, kontrole były każdego dnia, od dwóch do czterech - mówi Michał Nicia w rozmowie z dziennikarką RMF FM, Magdaleną Grajnert. - Do tych policyjnych dochodziły również kontrole sanepidu, który w tych trzystu się nie zawierają. Myślę, że było ich około 150 - podlicza.
Kontrole, postępowania przed sądem, przesłuchania - to były trudne miesiące. Dodatkowo kluby nie zarabiały, bo, nawet jeśli były otwarte, klientów zniechęcała obecność służb, więc nie przychodzili. Do Sądu Rejonowego w Skierniewicach trafiło co najmniej 40 wniosków o ukaranie - na razie, bo kolejne sprawy spływają.
Praktycznie każdy dzień został skierowany jako osobny wniosek, tylko w niektórych są połączone kontrole z kilku dni - w sumie mamy 100 zarzutów, z czego rozstrzygniętych jest już kilkanaście, wszystkie na korzyść mojego klienta, na pozostałe czekamy - wyjaśnia adwokat Agnieszka Nicia-Pelczarska, pełnomocniczka właściciela siłowni. W ciągu kilku najbliższych miesięcy sprawy dotyczące wykroczeń zostaną rozstrzygnięte. Jestem przekonana, że również na naszą korzyść - dodaje.
Jak tłumaczy adwokat Nicia-Pelczarska, wnioski są kolejno umarzane, bo zmieniły się przepisy, a prawo mówi o tym, że jeżeli w dacie wydania wyroku są przepisy korzystniejsze dla obwinionego, to wówczas nie można go ukarać za to, co wcześniej było karalne. Więc skoro dziś nie ma takich ograniczeń w możliwości prowadzenia siłowni czy klubu fitness, jakie były do maja, sądy umarzają postępowania.
W uzasadnieniach, jakie otrzymujemy, wielokrotnie sąd wskazuje, że rozporządzenia, które zostały wydane, są niezgodne z Konstytucją - dodaje Agnieszka Nicia-Pelczarska. Mamy również powołanie właśnie na przepisy Konstytucji, które mówią o tym, że ustawodawca, chcąc ograniczyć prowadzenie działalności gospodarczej w czasie epidemii, powinien najpierw wprowadzić ograniczenia ustawą. A jak wiemy, wszelkie ograniczenia były wprowadzane mocą rozporządzeń, co jest niezgodne z obowiązującą Konstytucją - wyjaśnia.
Jak mówi w rozmowie z RMF FM Tomasz Napiórkowski z Polskiej Federacji Fitness, wszystkie decyzje, które sanepid nakładał na przedsiębiorców, były przez sądy umarzane - albo z wcześniej wydanych decyzji wycofywał się sanepid.
Czy w takim razie sądy czeka lawinowa liczba pozwów, czy jest inna możliwość?
- Wyjściem jest przyjęcie ustawy odszkodowawczej, która będzie procedowana na posiedzeniu plenarnym we wrześniu - mówi Tomasz Napiórkowski. Przewiduje ona pokrycie przez Skarb Państwa poniesionych strat i pokrycia szkody majątkowej w wysokości 70 proc. To swego rodzaju forma ugody, bo w przypadku pozwu mówimy o 100 proc - dodaje.
W przypadku tej ustawy zostały zachowane zasady sprawiedliwości społecznej, czyli każda pomoc uzyskana od państwa do tej pory przez przedsiębiorcę, byłaby od tych 70 proc. odliczana.
W przypadku ustawy odszkodowawczej można by skorzystać z funduszu odbudowy, a więc środki pochodziłyby nie z pieniędzy podatników, tylko z funduszy europejskich - dodaje Napiórkowski.
Podobne pozwy planują złożyć również inni przedsiębiorcy z branży fitness, ale nie tylko. Okazuje się, że korzystniej było nie słuchać zaleceń i nie zamykać działalności, niż generować straty.
- Najlepiej by było, gdyby Ministerstwo Zdrowia i rada medyczna usiedli z nami do rozmów i ustalili reżim sanitarny, w jakim mamy funkcjonować - puentuje Tomasz Napiórkowski. Bo to, że Polski nie stać na lockdown, powtarzaliśmy od samego początku - dodaje.