Praktycznie nie ma szans na powrót do negocjacji w sprawie kopalni Turów przed zmianą rządu w Czechach. Tak uważają przedstawiciele polskiej dyplomacji - dowiedział się nieoficjalnie dziennikarz RMF FM.
Po zeszłotygodniowych wyborach władzę przejmie w Czechach dotychczasowa opozycja, ale stworzenie nowego rządu potrwa. Do tego czasu u władzy pozostanie gabinet Andreja Babisza.
W ocenie MSZ nie będzie powrotu do rozmów choćby dlatego, że odchodzący czeski rząd nie będzie chciał podejmować istotnych decyzji i zawierać umów międzynarodowych, które mogłyby zostać podważone lub unieważnione przez jego następców. Nie bez znaczenia jest też to, że Czechom po prostu się nie spieszy, a sprawa Turowa to dla nich problem regionalny, który nie jest teraz najważniejszy.
Realnie Czesi wrócą więc do negocjacji z Polską po zaprzysiężeniu nowego rządu, a do tego może dojść nieprędko. Dopiero 8 listopada jest pierwsze posiedzenie nowo wybranej izby poselskiej - a to nie oznacza jeszcze stworzenia rządu. Według czeskich komentatorów może do tego dojść nawet w grudniu.
Polska tymczasem traci pieniądze - pół miliona euro dziennie za niewstrzymanie wydobycia w kopali Turów.
Około dwóch tysięcy osób weźmie udział w piątkowej manifestacji przed siedzibą TSUE w Luksemburgu. Akcję organizuje Sekretariat Górnictwa i Energetyki Solidarności, a bezpośrednio wiąże się ona z sytuacją kopalni i elektrowni Turów.
Początek manifestacji zaplanowano na godz. 10. Najpierw ma być pikieta przed siedzibą TSUE. Ale ponieważ w pobliżu jest też czeska ambasada manifestujący pojawią się również tam - powiedział dziennikarzowi RMF FM Marcinowi Buczkowi Jarosław Grzesik, szef Sekretariatu Górnictwa i Energetyki.
Najwięcej protestujących - około 600 - ma przyjechać z okolic Turowa. To będą zarówno pracownicy elektrowni i kopalni, ale także mieszkańcy Bogatyni. Będą też grupy manifestujących z innych regionów Polski, w tym m.in. co najmniej 6 autokarów z województwa śląskiego. Wyjazdy przedstawicieli różnych branż związkowych będą m.in. z Katowic, Bytomia, Jastrzębia czy Jaworzna.
Co ważne, na demonstracje jadą tylko osoby, które mają unijny certyfikat covidowy.
Pod koniec lutego Czechy wniosły do TSUE skargę przeciwko Polsce ws. rozbudowy kopalni węgla brunatnego Turów. Razem z nią złożyły wniosek o zastosowanie tzw. środków tymczasowych, czyli o nakaz wstrzymania wydobycia. Ich zdaniem rozbudowa polskiej kopalni zagraża m.in. dostępowi do wody w regionie Liberca.
W maju Trybunał, w ramach środka zapobiegawczego, nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni do czasu wydania wyroku. TSUE stwierdził, że na pierwszy rzut oka nie można wykluczyć, iż polskie przepisy naruszają wymogi dyrektywy o ocenach oddziaływania na środowisko, a argumenty podniesione przez Czechy wydają się niepozbawione podstawy. Polski rząd w odpowiedzi ogłosił, że wydobycie nie zostanie wstrzymane i rozpoczął negocjacje ze stroną czeską. Dotychczas nie przyniosły one zakończenia sporu.
20 września TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Premier Mateusz Morawiecki oświadczył w odpowiedzi, że "nie zamierzamy wyłączyć Turowa".