Przychodzi siostra babci, trzęsie jej się głowa i ręce, płacze i mówi: Już nie mogę. Tam dzień i noc strzelają - opowiada specjalnemu wysłannikowi RMF FM do Katynia Przemysławowi Marcowi kobieta, która pamięta tragiczne wydarzenia z kwietnia 1940 r. Lilia Turczenkowa miała wówczas sześć lat.
Kobieta wiele razy słyszała rozmowy dorosłych o tym, że w Katyniu są mordowani ludzie. Przyszedł sąsiad i słyszę, jak wuj mówi: "Mój Boże, gdzie oni ich wywożą!", a sąsiad na to: "Idź nocą, stań w krzakach i policz, ile samochodów jedzie do katyńskiego lasu. Wtedy mój wuj powiedział: "Co oni tam maszynkę do mięsa ustawili? Mielą ich i wrzucają do Dniepru? Jak długo tak można - mówi staruszka.
Ludzie, którzy mieszkali w pobliżu katyńskiego lasu, doskonale wiedzieli, że tam mordują, ale milczeli ze strachu. Wszyscy klaskali w dłonie, oklaski były gromkie. A nocą aresztowano, mówiono: "Budujemy komunizm, prawda jest nasza, zwyciężymy". A o tym, co działo się w katyńskim lesie, nie rozmawiano, bo polityką państwa stały się represje, a donosicielstwo stało się prawem. I zawsze, nawet w bardzo wąskim gronie, mógł pojawić się donosiciel - zaznacza kobieta, która straciła ojca w Katyniu. Zamordowano go w czasie stalinowskich represji w 1937 r.
Uroczystości w Katyniu obserwują specjalni wysłannicy RMF FM Krzysztof Zasada i Przemysław Marzec. Ich relacji możecie posłuchać w specjalnym raporcie "ZBRODNIA KATYŃSKA. MINĘŁO 70 LAT".