W stolicy Egiptu mają się dziś rozpocząć rozmowy z Izraelem w sprawie zakończenia działań wojennych w Strefie Gazy. Do Kairu swoją delegację wysyła Hamas. Tymczasem Izrael dał Hamasowi tydzień na przyjęcie oferty w sprawie zawieszenia broni i uwolnienia zakładników. W przeciwnym razie rozpocznie się operacja w Rafah - podał "Wall Street Journal" powołując się na egipskich urzędników. Atak na Rafah, w którym schroniło się ponad milion palestyńskich uchodźców, spowoduje szkody "nie do przyjęcia" – ostrzegł sekretarz stanu USA Antony Blinken.

Delegacja Hamasu udaje się na rozmowy pokojowe do Kairu

Przedstawiciele palestyńskiej organizacji Hamas udadzą się do stolicy Egiptu, aby uczestniczyć w rozmowach z Izraelem. W rozmowach biorą udział także delegacje Egiptu, Kataru oraz USA. Wczoraj do Kairu przyleciał dyrektor CIA Bill Burns. 

Według cytowanych przez "Wall Street Journal" egipskich oficjeli, palestyńska organizacja, uznawana powszechnie za terrorystyczną, stara się o długoterminowe zawieszenie broni oraz gwarancje ze strony USA, że będzie ono przestrzegane przez Izrael. Negocjowana propozycja zakłada początkowe 40-dniowe zawieszenie broni, uwolnienie w tym czasie 33 zakładników oraz negocjacje nad możliwym przedłużeniem rozejmu i kolejnymi wymianami więźniów. Następna faza negocjacji miałaby umożliwić zawieszenie broni na okres do roku.

Izrael postawił Hamasowi ultimatum

Tymczasem jak podał "Wall Street Journal", powołując się na egipskich urzędników, Izrael dał Hamasowi tydzień na przyjęcie oferty w sprawie zawieszenia broni i uwolnienia zakładników. W przeciwnym razie rozpocznie się operacja w Rafah - ostatnim bastionie Hamasu. 

Mimo że publicznie premier Izraela Benjamin Netanjahu zapowiedział, że izraelskie siły przeprowadzą dużą operację wojskową w Rafah, to za zamkniętymi drzwiami sygnalizują, że mogą ją bezterminowo odłożyć, jeśli dojdzie do długoterminowego rozejmu. Jednocześnie Izraelczycy grożą, że operacja rozpocznie się wkrótce, jeśli Hamas nie przyjmie propozycji do następnego piątku, 10 maja. 

Operacji w Rafah od dawna sprzeciwiają się Stany Zjednoczone, obawiając się, że spotęguje tylko kryzys humanitarny i doprowadzi do śmierci wielu cywilów, którzy się tam chronią.

Sekretarz stanu USA Antony Blinken ostrzegł, że izraelski atak na Rafah spowoduje szkody "nie do przyjęcia". 

W mieście tym schroniło się ponad milion palestyńskich uchodźców. Żyją w dramatycznych warunkach i na krawędzi głodu. Według szefa amerykańskiej dyplomacji Izrael nie przedstawił żadnego planu ochrony ludności cywilnej podczas tego możliwego ataku.

Rafah - gigantyczny obóz dla uchodźców, możliwa kryjówka Hamasu

Rafah to miasto położone na południu Strefy Gazy, przy granicy z Egiptem. W 2017 roku liczba jego mieszkańców nie sięgała nawet 200 tys., w 2023 szacowano ją na 275 tys. 

Po ataku Hamasu na Izrael z 7 października zeszłego roku i wejściu armii do Strefy Gazy miejscowa ludność cywilna na wezwanie armii ewakuowała się z północy na południe enklawy - najpierw w rejon położonego w jej środkowej części miasta Chan Junis, a potem w kierunku Rafah i granicy z Egiptem. 

Organizacje międzynarodowe szacują, że obecnie w Rafah i okolicach może przebywać nawet ponad milion Palestyńczyków z północy, co oznacza, że liczba ludności jest dziś cztero-, pięciokrotnie większa niż przed październikiem ubiegłego roku. Zdaniem ONZ znajduje się tam nawet 1,4 mln ludzi. Norweska Rada ds. Uchodźców określiła ten obszar mianem "gigantycznego obozu uchodźców". Rzecznik ONZ mówił o katastrofie humanitarnej i podkreślił, że warunki sanitarne na miejscu są dramatyczne, bo system odprowadzania nieczystości nie jest w stanie poradzić sobie ze zwiększoną liczbą ludności, co poważnie zagraża zdrowiu mieszkańców. 

Organizacje humanitarne zwróciły też uwagę na fakt, że w Rafah znajdują się ich kluczowe magazyny i centra dystrybucyjne pomocy. W przesłanym do prezydenta USA Joe Bidena liście podkreśliły, że ofensywa na miasto uniemożliwiłaby organizacjom pomocowym korzystanie z tych obiektów, a to oznaczałoby "załamanie struktury (niesienia) pomocy" i ryzyko powszechnego głodu. 

Armia izraelska twierdzi, że poza cywilami i organizacjami pomocowymi w rejonie Rafah znajdują się cztery bataliony Hamasu wraz z bronią i amunicją, a być może także dowództwo organizacji oraz porwani z Izraela zakładnicy. 

Całkowite zniszczenie Hamasu, które raz na zawsze uniemożliwiłoby mu sprawowanie władzy w Strefie Gazy, jest dla Izraela jednym z celów wojny.  

W ubiegłym tygodniu prezydent Egiptu Abdel Fatah as-Sisi, cytowany przez "The Washington Post", powiedział, że ofensywa lądowa będzie miała "katastrofalne konsekwencje" nie tylko pod kątem sytuacji humanitarnej, ale też szerzej pojętego "pokoju i bezpieczeństwa w regionie".