Imponujący przeważnie spokojem Wojciech Nowicki zaprezentował takie podejście także w finale rzutu młotem w Tokio i wywalczył złoty medal olimpijski. "Podszedłem do tych zawodów jak do treningu" - przyznał 32-letni zawodnik.
Nowicki w najlepszej próbie uzyskał 82,52 m, co jest jego rekordem życiowym. W dorobku ma już dwa olimpijskie krążki - pięć lat temu w Rio de Janeiro zdobył brąz.
Tam mi nie wyszło. Marzyłem, by na takiej imprezie lub podczas mistrzostw świata powalczyć i pokusić się o rekord życiowy. Bardzo się cieszę, że to się udało. To tak naprawdę jest dla mnie największe osiągnięcie. Dodatkowo mam złoty medal, z którego też bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że to nie ostatni taki konkurs. Liczę, że jeszcze kiedyś pokażę tak dobre rzucanie. Wiem, że nie potrafię tego okazać, ale bardzo się cieszę - zaznaczył podopieczny Malwiny Wojtulewicz-Sobierajskiej.
Jak dodał, o tytule mistrza olimpijskiego nawet nie marzył.
Marzyłem zaś o rekordzie życiowym na takiej imprezie, bo wiedziałem, że jest tu Paweł Fajdek, byli też inni, świetnie przygotowani. Był bardzo dobry poziom. Zależało mi na "życiówce", a który w ostatecznym rozrachunku będę, to przyjmę. Dziś dała ona akurat złoty medal - stwierdził.
Nowicki z dużym spokojem podszedł do finałowej rywalizacji. Przyznał, że czuł się pewnie.
Wiem, że to może dziwnie zabrzmi, ale podszedłem do tych zawodów jak do treningu. Od pierwszego rzutu wiedziałem, co mam robić. I to się przełożyło na rezultaty. Wiem, że byłem przygotowany. Trafiliśmy z formą. Bardzo mnie cieszy, że miałem równy sezon. Przede wszystkim technicznie - nad tym pracowaliśmy - przyznał.
W środę w pięciu próbach przekroczył granicę 80 metrów. Sam nie widzi w tym jednak nic nadzwyczajnego.
Po prostu wszedłem i zrobiłem swoje. Jest tu bardzo dobre koło, super warunki pogodowe, nic tylko rzucać - skwitował.
Zawodnik Podlasie Białystok nie ulega presji i nie traci opanowania. Wzbudza tym podziw i zainteresowanie.
Po prostu chyba tak mam. Potrafię sobie poradzić psychicznie z tym wszystkim. Pracowałem nad techniką i - jak widać - przełożyło się to. W tym momencie, kiedy było trzeba, wszystko zagrało. Bardzo dobrze byłem przygotowany motorycznie, technicznie - wyliczał.
Spytany o tajemnicę sukcesu swoich przygotowań stwierdził, że nie ma w nich nic specjalnego.
Po prosu pracuję rzetelnie i wytrwale. Nie ma czegoś takiego, że odpuszcza się trening. Czasem to wychodzi, czasem nie. Trzeba też wyciągać wnioski z porażek. Ja tak zrobiłem np. w przypadku Dauhy i jest lepiej - ocenił.
Brązowy medal wywalczył w środowy wieczór czasu miejscowego Paweł Fajdek.
Marzyłem, niezależnie od konfiguracji, by były dwa medale. Ja mógłbym być trzeci. Fajnie jak zagrają nam jutro Mazurka Dąbrowskiego. Może to trochę bezczelne, ale po prostu wymieniliśmy się choć raz na takiej imprezie miejscami - skwitował trzykrotny brązowy medalista MŚ.
Nieraz powtarzał, że Fajdek jest od niego lepszy. Środowe rozstrzygnięcia niczego nie zmieniły w jego odczuciu.
Choć wygrałem dziś, to cały czas będę twierdził, że Paweł jest lepszy. Ja mogę tylko o tym pomarzyć - podsumował.
We wtorek Anita Włodarczyk po raz trzeci została mistrzynią olimpijską w rzucie młotem, a brązowy medal wywalczyła Malwina Kopron. Polacy w tej konkurencji wywalczyli więc w Tokio cztery medale - w tym oba złote. W 2000 na igrzyskach w Sydney Polacy także sięgnęli po dublet, bo złoto wywalczyli Kamila Skolimowska i Szymon Ziółkowski.
Jak widać, Polacy mają do tego dryg. Mamy wielu mistrzów w tej konkurencji. Anita teraz wywalczyła trzecie złoto olimpijskie - przecież to jest kosmos. Mamy na to jakiś patent - zaznaczył Nowicki.
Swój złoty krążek z Tokio zadedykował Skolimowskiej, która zmarła w 2009 roku.
Kiedyś odbyliśmy rozmowę i ona wie dlaczego. Wczoraj wieczorem, gdy leżałem sobie w łóżku, to pomyślałem, że jak mi się uda i rzucę tak dobrze, to ten medal będzie dla niej - zaznaczył 32-letni młociarz.