Ekwadorczyk Richard Carapaz wygrał po samotnym finiszu kolarski wyścig olimpijski ze startu wspólnego. Najlepszy z Polaków Michał Kwiatkowski zajął 11. miejsce.
Carapaz uzyskał na mecie minutę i siedem sekund przewagi nad grupą dziewięciu zawodników. Srebrny medal wywalczył Belg Wout van Aert, który minimalnie wyprzedził dwukrotnego zwycięzcę Tour de France Słoweńca Tadeja Pogacara.
Kwiatkowski dojechał samotnie do mety ze stratą 1.35 do zwycięzcy, swojego kolegi z brytyjskiej grupy Ineos Grenadiers. Rafał Majka, brązowy medalista igrzysk w Rio de Janeiro w 2016 roku, zajął 19. miejsce, tracąc 3.40 do Carapaza, a Maciej Bodnar nie ukończył rywalizacji.
Wyścig był rozgrywany na bardzo wymagającej, 234-kilometrowej trasie z przewyższeniem 4865 m, na której znajdowały się dwa trudne podjazdy - na Fuji oraz na Mikuni, 33 km przed metą. Pogoda nie sprzyjała kolarzom - temperatura powyżej 30 st. Celsjusza przy dużej wilgotności powietrza.
W głównych rolach wystąpili uczestnicy zakończonego sześć dni wcześniej w Paryżu wyścigu Tour de France. Ucieczka ośmiu słabszych kolarzy nie miała szans powodzenia, choć w pewnym momencie osiągnęli oni ponad 20 minut przewagi. Rozgrywka o medale rozpoczęła się na 6-kilometrowym bardzo stromym podjeździe na Mikuni. Zaatakował Pogacar, pociągając za sobą Amerykanina Brandona McNulty'ego i Kanadyjczyka Michaela Woodsa. Na ten atak odpowiedział Kwiatkowski i razem z Carapazem dołączyli do trójki liderów, ale po chwili to samo udało się kolejnym kolarzom. Uformowała się 12-osobowa grupa, która miała między sobą rozdzielić medale.
Decydująca akcja nastąpiła 24 km przed metą, gdy oderwali się od czołówki Carapaz i McNulty, zdobywając 40 sekund przewagi. Wydawało się, że pościg, napędzany głównie przez Wouta van Aerta, będzie skuteczny, bo przewaga stopniała do 15 sekund, ale nikt nie chciał wesprzeć Belga. Kwiatkowski znajdował się wtedy już za czołówką i nie zdołał jej doścignąć.
Carapaz, trzeci kolarz tegorocznego Tour de France, pokazał siłę 6 km przed metą, z łatwością zostawiając Amerykanina i ostatni odcinek pokonał samotnie, z bezpieczną przewagą. Zdobył trzeci w historii medal olimpijski dla Ekwadoru, a drugi złoty. Przed nim na podium stał tylko chodziarz Jefferson Perez, który triumfował w Atlancie (1996) i był drugi w Pekinie (2008).
Niedosyt - to komentarz Michała Kwiatkowskiego. Byłem w grupce, która pojechała po zwycięstwo. Nie mówię, że to była loteria, bo najsilniejszy wygrał. Próbowałem kilka razy w miarę mądrze atakować - skomentował Kwiatkowski dla TVP.
Zrobiliśmy, co należało. Podziękowania dla całej ekipy. Bufety, jedzenie to była dziś kluczowa rzecz. "Bodek" i Rafał (Maciej Bodnar i Rafał Majka - PAP) dla nich "chapeaux" za to, co dziś zrobili, bo w komforcie dojechałem do kluczowego miejsca. Trzeba było atakować wcześniej na płaskim. Odjechali Richard i McNulty, nikt nie chciał ich gonić - dodał.