Polska "oddala się od wartości europejskich" - przekonywał hiszpański europoseł Juan Fernando Lopez Aguilar w czasie debaty w Parlamencie Europejskim nt. stanu praworządności w naszym kraju. Jak podkreślał: "Chcemy, by Polska wróciła do wartości Unii Europejskiej. UE nie jest obcym mocarstwem ani statkiem pozaziemskim". Wiceszefowa Komisji Europejskiej Vera Jourova zapowiedziała z kolei, że Komisja zdecyduje wkrótce o kolejnych krokach wobec Polski w związku z krytykowaną przez Brukselę ustawą dyscyplinującą sędziów. Poinformowała również, że KE bada sprawę "stref wolnych od LGBT", ogłaszanych przez niektóre polskie samorządy. W pewnym momencie - jak donosiła brukselska korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon - właśnie ta kwestia i stosunek polskich władz do mniejszości seksualnych zdominowały debatę w Parlamencie Europejskim.
Debata w Parlamencie Europejskim nt. stanu praworządności w Polsce związana była z projektem raportu w tej sprawie, nad którym europosłowie mają głosować w czwartek.
Przygotowany przez Komisję Wolności Obywatelskich projekt rezolucji mówi o "przytłaczających dowodach" na łamanie w Polsce zasad praworządności, m.in. zagrożeniach dla niezależności sądów, niewłaściwym funkcjonowania systemu legislacyjnego i wyborczego oraz zagrożeniach dla praw podstawowych.
W czasie dyskusji w Brukseli hiszpański sprawozdawca tego krytycznego dla naszego kraju raportu Juan Fernando Lopez Aguilar z frakcji socjaldemokratów oświadczył, że Polska oddala się od wartości europejskich: podkreślał, że bardzo niepokoi go "podkopywanie wartości europejskich i demokracji w Polsce", które oznacza "podkopywanie tych wartości w Unii Europejskiej".
Zwrócił również uwagę, że to kolejna już w europarlamencie debata i rezolucja ws. przestrzegania przez Warszawę zasad państwa prawa, i podkreślił, że Unia Europejska nie może godzić się, by takie rezolucje były przez jakiekolwiek państwo europejskie systematycznie lekceważone.
"Chodzi nam o przesłanie, w którym chcemy, by Polska wróciła do wartości Unii Europejskiej. UE nie jest obcym mocarstwem ani statkiem pozaziemskim. Reprezentujemy też obywateli polskich w tym zgromadzeniu" - podsumował Aguilar.
Wiceszefowa Komisji Europejskiej Vera Jourova zapowiedziała natomiast, że KE zdecyduje wkrótce o kolejnych krokach w procedurze o naruszenie prawa, uruchomionej przeciw Polsce w związku z przeforsowanymi przez obóz rządzący zmianami w sądownictwie.
Chodzi o tzw. ustawę dyscyplinującą sędziów. Zdaniem KE, uchwalone w grudniu przepisy podważają niezawisłość polskich sędziów i są sprzeczne z zasadą nadrzędności prawa UE.
"Komisja otrzymała odpowiedź od polskich władz i wkrótce zdecyduje o kolejnych krokach w tej procedurze" - poinformowała w czasie debaty w Brukseli Jourova.
Odniosła się również do najnowszych zapowiedzi polskiego resortu sprawiedliwości ws. kolejnych reform sądownictwa.
"Zawsze cieszymy się z reform wymiaru sprawiedliwości mających na celu poprawę jego skuteczności, ale kolejne zmiany nie powinny pogłębiać istniejących obaw dot. praworządności" - zaznaczyła wiceszefowa KE.
Jourova przywołała również sprawę tzw. stref wolnych od LGBT: budzące ogromne kontrowersje uchwały w tej sprawie podejmowane są przez niektóre polskie samorządy.
"Komisja Europejska stanowczo potępia wszelkie formy dyskryminacji, przemocy i nienawiści wobec LGBTI" - podkreśliła Vera Jourova.
Poinformowała również, że KE dokładnie bada sytuację w świetle wynikającego z unijnego prawa zakazu dyskryminacji: sprawdza, czy wspomniane uchwały polskich gmin nie naruszają unijnej dyrektywy o równym traktowaniu w miejscu pracy.
Jourova zapowiedziała, że jeśli Komisja dopatrzy się naruszeń, to jako "strażnik traktatów UE skorzysta ze swoich uprawnień".
"Musimy jasno powiedzieć, że środki unijne nie trafią do Polski, jeśli będą naruszane podstawowe prawa grup LGBTI" - podkreśliła.
Zaznaczyła także, że dobrze się stało, że unijne fundusze nie trafiły do 6 polskich gmin, które ogłosiły się strefami wolnymi od LGBTI.
Wiceszefowa KE podkreśliła ponadto, że retoryka anty-LGBTI, która pojawia się w polskich kręgach politycznych, jest pewnego rodzaju zezwoleniem na zachowania wymierzone w te mniejszości.
"Uważam, że to nie do przyjęcia" - oświadczyła.
Przyznała jednak także, że Komisja Europejska nie otrzymała dotąd żadnej skargi ze strony dyskryminowanej w ten sposób w Polsce osoby.
Jak jednak donosiła korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon, zapewnienia Very Jourovej o tym, że w Unii Europejskiej "nie ma miejsca na dyskryminację osób LGBTI", wielu eurodeputowanych uznało za jedynie kolejne zapowiedzi i krytykowało Komisję Europejską za brak konkretnych działań wobec polskich władz.
"Gdzie jest Komisja Europejska? Jak długo będzie monitorować, apelować, zalecać? Pani wiceprzewodnicząca: co się jeszcze musi wydarzyć, żeby Komisja zaczęła skutecznie działać?" - dopytywała eurodeputowana z grupy socjaldemokratów Sylwia Spurek.
Jourova tłumaczyła natomiast, że Komisja Europejska musi mieć solidne podstawy prawne, by rozpocząć przeciwko Polsce procedurę o naruszenie unijnego prawa.
W zdecydowanych słowach stanowisko Komisji Europejskiej ws. stosunku polskich władz do osób LGBT skomentował europoseł Patryk Jaki z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy Prawo i Sprawiedliwość.
"Nie przeszkadza wam nowy pomnik Lenina w Niemczech, ale przeszkadza wam, że bronimy wartości rodzinnych w Polsce. Hańba" - oświadczył.
Stwierdził również, że w Polsce nie ma stref wolnych od LGBTI, a lewicowi aktywiści po prostu zrobili europosłom... żart.
"Zrobili zdjęcia, wysłali je państwu, a państwo uwierzyli" - zwrócił się do eurodeputowanych.
Odnosząc się do kwestii praworządności, Jaki wskazał, że w interpretacji przeciwników polskiego rządu zasady państwa prawa zostały w Polsce naruszone m.in. przez przyjęcie "ustawy antyterrorystycznej".
"Mimo że wiecie, że są podobne ustawy w innych państwach członkowskich" - zaznaczył.
"Po drugie: nominacja sędziów w ten sam sposób jak w Hiszpanii. Czy wiecie, że Krajową Radę Sądownictwa mianujemy w parlamencie tak samo jak w Hiszpanii? W Hiszpanii wszystko jest okej, ale w Polsce narusza się praworządność. To jest równość? Nie" - komentował europoseł.
Dodał, że "zakaz działalności politycznej sędziów to rzecz fundamentalna dla niezależności sądów".
"Państwa zdaniem jest to niezgodne z wymogami praworządności" - mówił dalej Patryk Jaki, apelując równocześnie do europosłów, by zadali sobie pytanie, czy wiedzą, na czym polegają praworządność i demokracja.
Eurodeputowany z grupy Europejskiej Partii Ludowej, do której należy Platforma Obywatelska, Andrzej Halicki podkreślał z kolei, że projekt rezolucji europarlamentu ws. stanu praworządności w Polsce stanowi zbiór faktów i jest "bardzo zbalansowany".
Dalej stwierdził, że "projekt rezolucji dot. Polski to akt oskarżenia władzy, która stawia się ponad prawem, ponad konstytucją oraz szykanuje tych, którzy myślą inaczej".
"Nie ma zgody na to, aby władza dyskryminowała kogokolwiek w żadnym państwie europejskim. Jeżeli tak jest, to musimy w tej izbie mówić, że tak być nie może. Nie ma zgody na to, aby władza upartyjniała sądy i sama chciała być sądami w imię własnych interesów. Nie ma zgody na to, by zagrażać niezależności mediów tylko dlatego, że czyjaś opinia się władzy nie podoba. Nie ma także zgody na mowę nienawiści, a jeśli płyną słowa agresji z ust polityków najwyższego poziomu, to trzeba reagować" - mówił Halicki.
W imieniu grupy EPL zaznaczał, że projekt rezolucji trzeba przyjąć, bo jest "niestety prawdziwy" - choć, jak mówił, wolałby, aby dokument ten nigdy nie powstał.
"Mam nadzieję, że będzie taki moment, w którym polskie społeczeństwo na tyle dobrze wybierze władzę, że ta nie będzie stawiała siebie ponad prawem" - stwierdził Andrzej Halicki.
Eurodeputowany Wiosny, należącej do grupy Socjalistów i Demokratów, Łukasz Kohut pytał zaś polityków Prawa i Sprawiedliwości: "Czy nie jest wam wstyd?".
"Od 5 lat łamiecie w Polsce podstawowe zasady europejskie: praworządność, prawa człowieka i wolności obywatelskie. Sprowadziliście Trybunał Konstytucyjny do roli marionetki. Z mediów publicznych zrobiliście tubę propagandową. Zrobiliście z Polski nieśmieszny kabaret, pośmiewisko na arenie międzynarodowej. Arogancję, pychę, butę wynieśliście na ołtarze" - wyliczał eurodeputowany.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości krytykowała również inna europosłanka Socjalistów i Demokratów Birgit Sippel.
"Ostatnie miesiące wskazują jednoznacznie, że demokracja, praworządność, prawa podstawowe, to wszystko jest obojętne rządowi PiS. Nie ma już mowy od dawna o niezależności wymiaru sprawiedliwości, media są pod kontrolą PiS (...). Jesteśmy świadkami kampanii nienawiści wobec ludzi w oparciu o ich tożsamość seksualną" - przekonywała niemiecka posłanka.
W tym kontekście krytykowała również bezczynność państw członkowskich w Radzie UE.
"Musimy zakotwiczyć skuteczny mechanizm praworządności w przyszłym budżecie" - podkreślała.
Kraje Unii i Komisja Europejska skrytykowane zostały za swoją postawę także przez Sophie in ’t Veld z grupy Odnowić Europę. Zdaniem holenderskiej polityk, nie ma już sensu mówić o dialogu z władzami w Warszawie.
"Polska przekracza jedną czerwoną linię za drugą, a strategia państw członkowskich polega na uspokajaniu" - komentowała eurodeputowana.
Wtórowała jej przedstawicielka Zielonych Terry Reintke.
"Kiedy patrzymy na sytuację w Polsce (...), możemy jasno powiedzieć, że nie mamy do czynienia tylko z systemowym zagrożeniem dla praworządności. To prawdziwy kryzys praworządności w samym centrum Unii Europejskiej" - alarmowała Niemka.
Odnosząc się natomiast do sytuacji mniejszości seksualnych w Polsce, zaznaczyła, że co tydzień otrzymuje skargi od polskich obywateli, którzy czują się zaniepokojeni atakami na osoby LGBT.
"Ja nie wiem nawet, co im mówić, gdy pytają, kiedy w końcu Unia Europejska zacznie działać" - stwierdziła Reintke, apelując równocześnie do KE właśnie o podjęcie działań w tej sprawie.
Władz w Warszawie broniła natomiast europosłanka Zjednoczenia Narodowego Helene Laporte.
"Art. 7 i procedura przeciw Polsce jest atakiem na suwerenność Polski" - przekonywała.
Zdaniem Francuzki, trwa unijna nagonka na Prawo i Sprawiedliwość, a Bruksela chce w ten sposób przykryć swoją niemoc np. we wschodniej części Morza Śródziemnego, gdzie coraz śmielej poczyna sobie Turcja.
Na konferencji prasowej po debacie europosłowie Prawa i Sprawiedliwości skrytykowali zachowanie tych polskich eurodeputowanych, którzy deklarowali poparcie dla projektu raportu ws. stanu praworządności w Polsce.
Beata Mazurek stwierdziła, że "rzeczą niezwykle smutną - delikatnie powiedziawszy - jest apel posła (Andrzeja) Halickiego, który mówił, że będzie zachęcał wszystkich europarlamentarzystów z EPP (ang. European People's Party: Europejskiej Partii Ludowej), żeby za tym zafałszowanym, nieprawdziwym raportem zagłosowali".
"To jest przykre, kiedy nasi parlamentarzyści polscy wiedzą o tym, że tam są przekłamania, tam są kłamstwa - po pierwsze pozwalają na to, żeby te kłamstwa były, a po drugie jeszcze zachęcają polityków innych państw, by za tym bezmiarem kłamstwa, dziwaczności i śmieszności głosowali" - oświadczyła europosłanka.
Również Jadwiga Wiśniewska przekonywała, że projekt rezolucji ma charakter polityczny, a nie merytoryczny.
"Tak naprawdę jest wyrazem większości w Parlamencie Europejskim, która jest niestety zdominowana przez nurt lewicowo-liberalny" - powiedziała.
Zwróciła uwagę, że autor projektu wskazuje, że osoby LGBT są w Polsce prześladowane, podczas gdy zupełnie pomija się kwestię naruszania godności osób wierzących, których symbole są profanowane.
"W Polsce osoby LGBT mogą odnosić sukcesy zawodowe, również polityczne. Mieliśmy prezydenta Słupska, pana Biedronia, mamy wiceprezydenta Warszawy, mamy panią Annę Grodzką. Sytuacja tych osób jest taka jak w innych państwach Unii Europejskiej" - przekonywała Wiśniewska, dodając przy tym, że ma przeświadczenie, że to ludzie wierzący czują się w Polsce dyskryminowani.
Joachim Brudziński zwrócił natomiast uwagę, że w czasie debaty ze zdumieniem zauważył, że z powodu zarzucanego Polsce łamania praworządności kilka europosłanek musiało zakomunikować światu swoją orientację seksualną.
"Cóż mnie, na Boga, obchodzi, jaka jest orientacja seksualna jednej czy drugiej pani europosłanki czy jednego czy drugiego pana europosła? Cóż, na Boga, ma z tym wspólnego praworządność w Polsce?" - mówił.
Jako "karygodne" i "haniebne" ocenił natomiast Brudziński oklaski europosłów w chwilach, gdy pojawiały się wezwania do karania Polski czy zabrania Polsce środków finansowych: "oklaski posłów PO czy wezwania posłów Lewicy, aby Polskę karać".