"Przepisy prawa są tak skonstruowane, że w tej chwili już politycznie niewiele można zrobić. (…) To już jest dzisiaj rola prokuratury, a potem sądu, który ma stwierdzić, czy doszło tam do przestępstwa, czy nie doszło. Bo jak doszło, to wtedy automatycznie nastąpi pozbawienie prezesa Najwyższej Izby Kontroli funkcji" - tak sprawę Mariana Banasia skomentował na antenie TVN 24 prezydencki minister Andrzej Dera. Przyznał również, że jest zdziwiony całą sytuacją, bowiem służby wielokrotnie sprawdzały Banasia. Według Dery, "rzeczywistość będzie polegała na tym, że będzie ustalane, kto tak naprawdę tutaj zawinił".
Politycy Prawa i Sprawiedliwości długo - mimo medialnych doniesień o niejasnościach w jego oświadczeniach majątkowych czy podejrzanych kontaktach z ludźmi świata przestępczego - bronili prezesa NIK. Zmieniło się to dopiero w ubiegłym tygodniu.
Kilka dni temu CBA, które kontrolowało oświadczenia majątkowe Mariana Banasia, zdecydowało o skierowaniu sprawy do prokuratury - ta zaś wszczęła śledztwo dotyczące m.in. podejrzeń nieprawidłowości w tych oświadczeniach i deklaracjach podatkowych Banasia.
Wczoraj natomiast szef NIK ogłosił, że nie zamierza podać się do dymisji.
W rozmowie z TVN 24 prezydencki minister Andrzej Dera ocenił dzisiaj, że sytuacja związana ze sprawą Mariana Banasia jest trudna.
"Dzisiaj rzeczywiście jest problem, bo przepisy prawa są tak skonstruowane, że w tej chwili już politycznie niewiele można zrobić" - przyznał.
Równocześnie zaznaczył, że rozpatrywanie sprawy Banasia pod kątem jego stanowiska nie byłoby dobre.
"Istotą jest dokument - oświadczenie majątkowe - i to powinno być badane. W tej chwili, patrząc z punktu widzenia prawa, które nas powinno interesować, a prezesa NIK obowiązywać, to już jest dzisiaj rola prokuratury, a potem sądu, który ma stwierdzić, czy doszło tam do przestępstwa, czy nie doszło. Bo jak doszło, to wtedy automatycznie nastąpi pozbawienie prezesa Najwyższej Izby Kontroli funkcji" - podkreślił Dera.
Minister przypomniał również apel Andrzeja Dudy z wywiadu dla "Polski Times" z końca października, w którym prezydent mówił: "Ta sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona, to pewne. To jest zbyt poważna instytucja, żeby cokolwiek tu zlekceważyć. Odpowiednie służby muszą zrobić w tej sprawie wszystko. No mercy, nie ma litości".
"Nie ma wątpliwości, że jeśli którykolwiek zarzut z przedstawianych w mediach okaże się prawdziwy, to Marian Banaś musi odejść" - zaznaczył także Duda.
Dera podkreślił teraz, że apel był skierowany bezpośrednio do szefa NIK, jednak on "uznał inaczej - że czuje się niewinny", i że prezydent jako jeden z pierwszych wezwał Mariana Banasia do dymisji.
Minister przyznał ponadto, że jest zdziwiony tą sprawą z uwagi na fakt, że służby wielokrotnie sprawdzały Banasia.
"Chyba że coś się wydarzyło w ostatnim okresie, bo to też jest możliwe, bo oświadczenie składa się przez rok" - zastrzegł.
Według Dery, "rzeczywistość będzie polegała na tym, że będzie ustalane, kto tak naprawdę tutaj zawinił".
Pytany natomiast, czy sprawa Mariana Banasia obciąża Prawo i Sprawiedliwość, Andrzej Dera przyznał, że "w tej chwili to tak wygląda".
Nazwisko Mariana Banasia trafiło na czołówki medialnych doniesień po reportażu "Superwizjera" TVN, który m.in. ujawnił kontakty szefa Najwyższej Izby Kontroli ze znanymi w Krakowie przestępcami, którzy w wynajmowanej od Banasia kamienicy na krakowskim Podgórzu prowadzili pensjonat z pokojami na godziny. Reportaż nagłośnił również sprawę niejasności w oświadczeniach majątkowych szefa NIK, których kontrolę prowadziło już wtedy Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Po emisji reportażu i mimo kolejnych medialnych doniesień politycy Prawa i Sprawiedliwości długo stawali w obronie szefa NIK. Zmieniło się to dopiero w ostatnim czasie: od ubiegłego tygodnia politycy PiS publicznie domagali się dymisji Banasia.
W piątek premier Mateusz Morawiecki stwierdził wprost, że wnioski z raportu CBA powinny skłaniać prezesa NIK do ustąpienia ze stanowiska, a "jeśli tak się nie stanie, mamy plan B".
Sam Marian Banaś rozwiał wątpliwości wczoraj. W specjalnym oświadczeniu wideo ogłosił, że "był gotów złożyć urząd prezesa NIK", ale - jak dalej podkreślił - "z przykrością" stwierdził, że jego "osoba stała się przedmiotem brutalnej gry politycznej", a "jako prezes Izby nie może pozwolić, by stała się ona przedmiotem politycznych rozgrywek i targów".
"Dlatego w poczuciu odpowiedzialności za Najwyższą Izbę Kontroli będę kontynuował powierzoną mi przez parlament misję" - podsumował Marian Banaś.
Niespełna dobę później minister zdrowia Łukasz Szumowski, zapytany w Porannej rozmowie w RMF FM, czy PiS ma w sprawie Mariana Banasia plan B, odparł: "Na pewno - aczkolwiek od razu mówię: ja nie jestem w grupie, która analizuje tę sytuację. Ale z tego, co słyszę, to na pewno są plany B i C. (...) Na pewno są rozważane takie sytuacje, żeby - bez zmiany konstytucji oczywiście - osoby, które mają poważne zarzuty, nie pełniły aktywnie takich funkcji".