Biegi narciarskie bardzo różnią się od biegów lekkoatletycznych. Tam nie spotyka się sprinterów, którzy startowaliby w maratonie i maratończyków rywalizujących na 100 metrów. W narciarstwie jest inaczej. W drugiej części ABC biegów narciarskich, przygotowywanego wraz z Akademią Wychowania Fizycznego w Krakowie, pytamy o źródła tej wszechstronności i predyspozycje, które umożliwiają narciarzom starty na 1,5 i na 30, czy 50 kilometrów. Tajniki biegów w rozmowie z Edytą Sienkiewicz i Grzegorzem Jasińskim odsłania prof. Szymon Krasicki z AWF, promotor pracy doktorskiej Justyny Kowalczyk.
Grzegorz Jasiński: Panie profesorze, czy można porównać szkolenie w tych dwóch stylach? Który z nich jest technicznie trudniejszy?
Profesor Szymon Krasicki: Technika klasyczna wywodzi się z naszego naturalnego ruchu lokomocyjnego. Tak - jak idziemy - prawa ręka, lewa noga - do przodu. Tak samo robimy na nartach, dochodzi tylko ten element poślizgu. Technika łyżwowa jest trudniejsza - odbicie kątowe, dłuższy poślizg, przenoszenie ciężaru ciała na nartę poślizgową. To jest bardziej skomplikowane. Kiedy pojawiła się technika dowolna, do treningu zawodników włączono więcej ćwiczeń siłowych. Przy wykonywaniu kroków łyżwowych jest znacznie większy element siły.
A jeżeli chodzi o koordynację ruchów. Można jakoś porównać te style?
Łatwiejsza jest technika klasyczna. Dowolna wymaga idealnego przenoszenia ciężaru ciała z narty na nartę. Nie każdemu się to udaje.
Jak to jest możliwe, że w biegach można być bardzo dobrym sprinterem i maratończykiem? W lekkiej atletyce jest to niemożliwe.
Tu znaczenie miała - moim zdaniem - bardzo mądra decyzja Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Każdy - kto chce wygrać Puchar Świata - musi nie tylko biegać techniką łyżwową i klasyczną, musi biegać także sprinty i długie dystanse. Gdyby nie było takiego przepisu, wykształciłaby się grupa, która biega długie dystanse i taka, która startuje tylko w sprintach. Chociaż jest taki przykład - grupa rosyjskich sprinterów. Oni w sprintach zdobywają medale, na długich dystansach nie startują. Sprinterzy jednak nigdy nie będą zdobywcami Pucharu Świata. Sprinty do zawodów włączono stosunkowo niedawno, to zmieniło podejście do treningów. Organizm wtedy zupełnie inaczej funkcjonuje. Jeżeli ktoś chce być dobry tu i tu - musi odpowiednio wyważyć te proporcje treningowe, czyli zajęcia szybkościowe do treningu wytrzymałościowego. To jest duża sztuka trenerska. Justyna Kowalczyk i trener Wierietielny odpowiednio znajdują te proporcje.
Jak można porównać ten wysiłek? Na przykład cztery biegi sprinterskie i krótszy dystans - 10 km?
Ja bym tego nie porównywał, bo to jest całkiem inny charakter. W biegach sprinterskich, żeby zająć wysokie miejsce, trzeba w ciągu jednego dnia zaliczyć cztery starty. W tym wypadku zmęczenie się nakłada. Zawodnik, który szybciej się regeneruje, ma szanse w kolejnym biegu zaprezentować się z dobrej strony. Justyna Kowalczyk posiada tę umiejętność szybkiej regeneracji. Bieg na 10 km to jest jednorazowy wysiłek, długo trwający. To jest taki interwał naturalny - podbieg pod górę, wielki wysiłek. Potem zjazd - chwila oddechu, tętno się zmniejsza. To jest naturalne falowanie intensywności pracy. W sprintach - od startu do mety - to są maksymalne obroty. I to trzeba co najmniej cztery razy powtórzyć.