743 razy trzeba było wdrapać się na sejmową mównicę, by wygrać ranking posłów najczęściej zabierających głos. Tej sztuki dokonał Jerzy Gosiewski z PiS-u. W kategorii posłów wygłaszających osobiste oświadczenia wygrał Andrzej Szlachta, także z PiS-u. Wygłosił 167 oświadczenia. Łącznie podczas szóstej kadencji z trybuny sejmowej padło 47 tys. 288 wypowiedzi.
Niektóre wypowiedzi nie miały sensu, były kompletnie nie związane ze stanowieniem prawa. Grupa posłów upodobała sobie wchodzenie na sejmową mównicę tylko po to, by zaliczyć "występ" i chwalić się potem swoją aktywnością. To, ile razy poseł zabrał głos, ile wygłosił oświadczeń, ile napisał interpelacji i zapytań (łącznie 35 tysięcy), nie ma nic wspólnego z aktywnością i pracowitością.
Jerzy Gosiewski z PiS-u, rekordzista pod względem sejmowych wypowiedzi, na mównicy stał 743 razy. To oznacza, że na każdym posiedzeniu Sejmu zabierał głos prawie osiem razy! W ujęciu statystycznym wygląda to świetnie. Jest liderem! Może pochwalić się swoją aktywnością. Gorzej, gdy zajrzy się do stenogramów. Z ich lektury można wyciągnąć wniosek, że poseł Gosiewski niczym omnibus zna się na wszystkim i swoimi pytaniami chciał postawić stempel na każdym projekcie. Gdy Sejm pracował nad ustawą o Służbie Ochrony Kolei, poseł Gosiewski pytał, czy rząd jest za poprawą bezpieczeństwa - punkt do statystyk.Gdy trwała praca nad specustawą o przygotowaniach do Euro 2012, poseł pytał, jak rząd wykorzysta piękno regionu Warmii i Mazur. Licznik bije. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że poseł Jerzy Gosiewski wielokrotnie prezentował stanowisko PiS-u w sprawach rolnictwa i ochrony środowiska.
Aktywność poselską trudno oceniać po suchych liczbach, pokazujących ile razy poseł zabrał głos. Nie wszyscy byli wyznaczani przez swoje kluby do recenzowania ustaw lub przedstawienia partyjnego stanowiska. To właśnie tacy posłowie z drugiego, a nawet trzeciego rządu, ratują się zadawaniem rozlicznych pytań podczas każdej debaty - chodzi o zaistnienie w statystykach. O zapełnienie sejmowych rubryk.
W żaden sposób nieograniczoną aktywnością poselską są ich indywidualne oświadczenia, składane interpelacje i zapytania. Tu posłów ogranicza jedynie fantazja. Często ta fantazja ich ponosi. Zwłaszcza, że poselskie oświadczanie to zawsze ostatni punkt w porządku każdego dnia obrad. Najczęściej późno wieczorem, tuż przed północą, gdy na sali zostają jedynie chętni do wygłoszenia oświadczenia.
Bezapelacyjnym liderem tego rankingu jest Andrzej Szlachta. Poseł PiS-u z Rzeszowa wygłosił 167 oświadczenia. Zdecydowana większość była o tym, co dzieje lub co działo się (nawet wieki temu) w rodzinnym Rzeszowie. To od posła Szlachty pozostali posłowie (oczywiście tylko ci obecni na sali ) dowiadywali się o 20. Jubileuszowym Festiwalu Muzyki Kameralnej, o kolejnym Nocnym Biegu Solidarności czy o święcie patronalnym rzeszowskiej bazyliki. Można wymieniać bez końca. Każda rocznica związana z Rzeszowem lub ważnym mieszkańcem tego miasta służyła posłowi Szlachcie, by wygłosić oświadczenie.
Identyczną taktykę historycznych monologów, ale dotyczących Tczewa i Kaszub, przyjął drugi na liście oświadczeń Jan Kulas z PO. Jego wystąpienia dotyczyły: wystawy poświęconej Ziemi Tczewskiej, utworzenia szkoły morskiej w Tczewie, dziesiątej rocznicy nadania imienia szkole ekonomicznej w Tczewie.
W szranki z posłami Szlachtą i Kulasem próbował stawać kolejny poseł PiS-u Józef Rojek. Zasłynął m.in. oświadczeniem przypominającym 200. rocznicę szarży polskich kawalerzystów w wąwozie Somosierra. Warto dodać, że po pewnym czasie posłom ze szczytu tabeli znudziło się czekanie na ostatni punkt w porządku obrad i osobiste wygłaszanie oświadczeń. Posłowie zaczęli składać oświadczenia do protokołu, bez ich osobistego odczytywania. W statystykach oświadczenia są odnotowane, choć z dopiskiem "tekst niewygłoszony". W przypadku lidera, posła Andrzeja Szlachty, to aż 123 oświadczenia na 167 odnotowanych w sejmowych statystykach.
Sejm VI kadencji upłynął pod znakiem kreatywności posłów. Niestety bardzo często ta kreatywność nie idzie w parze z merytorycznością. Parlamentarzyści złożyli ponad 24 tys. interpelacji i 10,5 tys. zapytań. Pisma skierowane do premiera i ministrów dotyczyły wszystkich - tak, nie przesadzamy - wszystkich dziedzin życia. Posłowie pytali o liczebność bobra, konkursy sms-owe, zmiany klimatyczne, a nawet o legalizację śliwowicy.
Absolutną rekordzistką wszystkich zestawień jest Anna Sobecka. Posłanka Prawa i Sprawiedliwości złożyła, bagatela, 1326 interpelacji. To daje średnią prawie jednego dokumentu dziennie przez całą, czteroletnią kadencję. Z czystym sumieniem można stwierdzić, oczywiście bez przymrużenia oka, że pani poseł zna się absolutnie na wszystkim. Nie ma spraw, nie ma dziedziny życia, nie ma takiej gałęzi przemysłu, ekonomii czy gospodarki, którą Anna Sobecka by się nie interesowała. Nasi reporterzy wyłuskali kilka tematów, które poruszyła w swoich interpelacjach . Oto one:
- budowa autostrad w Polsce
- polityka kulturalna rządu
- ograniczanie biurokracji
- podwyżka płac w sferze budżetowej
- reforma podatku VAT
- lista lektur szkolnych
- sytuacja w służbie zdrowia
- szara strefa
- Centralne Biuro Antykorupcyjne
- wprowadzenie waluty Euro
- brak węgla
- schładzanie polskiej gospodarki
- przygotowania do Euro 2012
- import niebezpiecznego obuwia do Polski
- uprawy GMO
- wykrywanie oszustw podatkowych
- powódź w Polsce
- Otwarte Fundusze Emerytalne
- jednostka GROM
- e-sądy
- reforma KRUS
- sytuacja w policji
- bezpieczeństwo energetyczne Polski
- funkcjonowanie PKP
- wytwarzanie biopaliw i biogazów
- rybołówstwo
- konkursy SMS
- wydobycie gazu łupkowego
Nie oceniając, czy Anna Sobecka zna się na wszystkich poruszanych przez siebie tematach i po co złożyła aż tyle interpelacji, trzeba przyznać, że na tle innych "piszących" posłów wyróżnia się starannością... Zadbała o to, by tematy w jej interpelacjach nie powtarzały się. Gdyby inni podążyli jej tropem, byłoby naprawdę nieźle. Niestety tak nie jest. Liczą się tylko statystki, które później zostaną przedstawione wyborcom. By udowodnić tę tezę, weźmy nr 2 wśród najbardziej "płodnych" posłów.
"Dwójka" statystyk i tabelek to Andrzej Szlachta z Prawa i Sprawiedliwości. Przez cztery lata zasiadania w poselskich ławach napisał 1114 interpelacji. O ile jego pierwsze pytania skierowane do rządu miały sens, to im dalej, tym gorzej. Od 92. pozycji można zauważyć, że pan poseł zaczyna się powtarzać… Zadaje jedno pytanie i zmienia tylko region, którego dotyczy. Pyta m. in. o oszczędności w budżecie województwa podkarpackiego. Potem dolnośląskiego, śląskiego i tak dalej i tak dalej. Ze skali makro przechodzi w mikro. Województwa zamienia na powiaty. Wysłał dokładnie 341 interpelacji.
W sprawie pomocy finansowej udzielonej z budżetu państwa w 2010 r. osobom fizycznym dotkniętym skutkami powodzi na terenie powiatu .... W miejsce trzech kropek Andrzej Szlachta wpisywał powiaty. Zainteresowanie godne podziwu. Ale nie tylko tym poseł PiS-u żyje. Kolejne 378 interpelacji dotyczy "spełnienia standardów świadczenia usług wymaganych przez UE w domach pomocy społecznej na terenie powiatu…". Analogicznie jak wcześniej, w miejsce kropek wpisane są powiaty. Poseł był tak dociekliwy, że pytał nawet o powiaty, w których nie ma domów pomocy społecznej.
Efekt jego ciężkiej pracy? Absolutny rekord tej kadencji. Andrzej Szlachta od 27 września do 13 października ubiegłego roku złożył ponad 700 interpelacji. Na pytanie, czy poseł poszedł w jakość czy ilość, każdy powinien odpowiedzieć sobie sam.
Trzeci w zestawieniu jest Kazimierz Moskal, również z PiS-u. Pierwsza trójka z Prawa i Sprawiedliwości zgłosiła łącznie ok. 3,5 tys. interpelacji. Podczas gdy trzech najbardziej aktywnych posłów z PO - Krzysztof Brejza, Tadeusz Arkit, Andrzej Orzechowski - łącznie 900. Poniżej prezentujemy sejmowych mistrzów pióra.
Gdy odwrócimy tabelę, zobaczymy posłów, którzy akceptują rzeczywistość taką, jaka jest. Nie mają żadnych pytań i wiedzą o Polsce, parlamencie i pracach rządu wszystko. Aż siedmiu posłów, którzy nie zasiadają w rządzie, złożyło po jednej interpelacji. Pierwsza dziesiątka najmniej dociekliwych to - co nie powinno dziwić - to aż siedmiu posłów koalicji. Oto ci najmniej dociekliwi:
Niezbyt aktywne były też parlamentarne gwiazdy. Jarosław Kaczyński złożył dwie interpelacje i obie dotyczyły… psów. Pierwsza niebezpiecznych ras, a druga psich przewodników. Grzegorz Napieralski złożył 31 interpelacji, Adam Hofman 14, Tomasz Tomczykiewicz 8, a Antoni Macierewicz 5.
Oprócz interpelacji, posłowie zasypywali rząd zapytaniami. W sumie złożyli ich 10,5 tysiąca. Tu liczby są znacznie mniejsze, ale podobnie jak w przypadku interpelacji, posłowie niestety nie idą w jakość. Jeżeli chodzi o zapytania, to też prym wiedzie opozycja. Liderem "płodności" jest Jarosław Matwiejuk z SLD. Jego wynik to 741 dokumentów. Niestety podążył dobrze znanym poselskim szlakiem i… pisze po kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt zapytań dotyczących tej samej sprawy, zmieniając tylko miasto. Prym w kategorii zapytań wiedzie opozycja, a wśród nich jakże kreatywny Zbigniew Girzyński. Stworzył 141 zapytań, z czego bagatela 90 dotyczy rządowego programu "Boisko w mojej gminie". Oto sejmowi liderzy w kategorii "ciekawość"…
Analogicznie - jak wcześniej - odwracamy tabelę, a tam cała plejada… mniej znanych posłów PO. Dlaczego nie pytają? Pewnie dlatego, by nikomu z kierownictwa Platformy nie zajść za skórę.
Na deser zostawiamy Jerzego Ziętka z PO. Jedyna sprawa, która przez czteroletnią kadencję go zainteresowała na tyle, by napisać zapytanie, to kwestia pobierania opłat za świadczenia medyczne przez zakład opieki zdrowotnej przy MSWiA. Niestety nie chodziło tu o portfel wyborców, a własny portfel Jerzego Ziętka. To od posłów miały być pobierane dodatkowe opłaty.
Zobacz fragmenty najciekawszych interpelacji: