To nie był udany sezon dla Piotra Żyły. Nasz skoczek narciarski uzbierał w Pucharze Świata zaledwie 80 punktów, do tego nie zawsze miał miejsce w kadrze rywalizującej w najważniejszym zimowym cyklu. Nie zmienia to faktu, że jak zwykle sportowa zima była dla reprezentanta Polski męcząca ze względu na liczne podróże, stres i adrenalinę. Teraz trzeba odzyskać równowagę. Nasz skoczek mówi, że najlepszym lekarstwem jest dla niego sen.
Piotr Żyła pod koniec marca pojechał do Planicy na rywalizację kończącą Puchar Świata, a w miniony weekend wziął jeszcze udział w zawodach Red Bull Skoki w Punkt w Zakopanem. Teraz w końcu ma czas na pełną regenerację. Jak mówi, to dla niego bardzo ważna część roku.
Zazwyczaj po sezonie tydzień śpię. Robię tak rok w rok. Tego potrzebuję. Teraz już pół tygodnia zdążyłem przespać. Dwa lata temu, po tym bardzo długim sezonie, jeszcze pod koniec złapała mnie choroba, dlatego spałem naprawdę długo. Półtora tygodnia, dzień i noc, dzień i noc - aż poczułem, że znów mam energię i poszedłem grać w tenisa - mówi.
Reprezentant Polski podkreśla, że wcześniej przez długi czas żyje w zupełnie innym rytmie, który nie pozwala na pełne wyłącznie się od obowiązków.
Najpierw przygotowujesz się do sezonu, później są podróże, jest ten tryb startowy. Weekend w weekend trochę tego stresu się ma, tej adrenalinki. To męczy. A w trakcie sezonu nie ma czasu na takie spanie. Trzeba przecież jeszcze trochę potrenować. W końcu przez całą zimę jestem pobudzony, aktywny i gotowy do skakania. A gdy sezon się kończy, to odcina mnie. Robię tylko najprostsze czynności: jem, śpię. A jak już jest dobrze, to idę w coś pograć albo na siłownię popracować nad mięśniami nóg - zaznacza.
A co, jeśli do zmęczenia fizycznego dochodzi też to mentalne? W końcu sezon w skokach narciarskich jest dość powtarzalny - jest wiele stałych punktów i miejsc, które skoczkowie odwiedzają rok w rok w podobnym czasie. W tym sezonie Piotr Żyła i tak miał odmianę, bo startując w Pucharze Kontynentalnym, nieco zmienił swoją rutynę. Ale czy przez lata nie poczuł się zmęczony corocznym Turniejem Czterech Skoczni, wizytą w Japonii, marcowymi konkursami w Norwegii czy finiszem Pucharu Świata w Planicy?
Dla mnie to fajne, ja lubię stabilizację. Wpadam w taki dobry rytm. Oczywiście na niektóre skocznie się cieszysz, bo lubisz miejsce, otoczenie, hotel. Wszystko wiesz, co, jak i gdzie, możesz wykorzystać rutynę z poprzedniego roku. Czasami szukasz jakiejś zmiany, żeby było lepiej. Ale są też skocznie, które mi nie leżą, nie są w moim rytmie, drażnią mnie. Wtedy pojawia się wyzwanie. Rok w rok walczę z Japonią z Sapporo, nie umiem jej pokonać. Skocznia jest naprawdę w porządku, bardzo fajna. Nie wiem... Nie radzę tam sobie. Miałem jeden start, z którego byłem zadowolony. Zawsze liczę, że to już będzie to, a nigdy się nie udaje - mówi ze śmiechem reprezentant Polski.
Może Sapporo uda się odczarować w kolejnym sezonie? Zapewne to już jedna z ostatnich (kto wie, czy nie ostatnia) szansa, by przywieźć sobie stamtąd dobre wspomnienia.