"Z dużą przyjemnością zgodziłem się napisać słuchowisko, bo byłem ciekaw, czy RMF odważy się nagrać akurat to, co wymyśliłem. To historia poniekąd kryminalna, ale zabawna i kończąca się dobrze. Jest to historia opowieści, którą udało się pewnej tajemniczej damie zamarynować i schować do słoika" - opowiada Grzegorz Kasdepke autor audiobooka "Przetwory. Opowieść pasteryzowana na mokro". Bajkę nagraliśmy w ramach naszej akcji charytatywnej. Płyty ze słuchowiskiem 6 grudnia trafią do małych pacjentów w szpitalach dziecięcych.
Bogdan Zalewski: Moim i państwa gościem jest Grzegorz Kasdepke. Bardzo znany autor utworów dla dzieci i młodzieży, który zgodził się specjalnie dla RMF FM napisać utwór pt. "Przetwory. Opowieść pasteryzowana na mokro". Co się kryje za tym tytułem?
Grzegorz Kasdepke: Ja od razu powiem, że z dużą przyjemnością się zgodziłem, bo byłem ciekaw, czy RMF odważy się nagrać akurat to, co wymyśliłem, a co być może na pierwszy rzut ucha nie kojarzy się ze świętami. "Przetwory. Opowieść pasteryzowana na mokro" to historia poniekąd kryminalna, ale zabawna i kończąca się dobrze. To jednak święta się zbliżają i wszystko musi się skończyć dobrze. Jest to historia opowieści, którą udało się pewnej tajemniczej damie zamarynować i schować do słoika. To historia kryminalna, w której dużą rolę odgrywają różni, dość niesympatyczni na pierwszy rzut oka obywatele. A właściwie można mówić o drabach.
To jest historia zamarynowana w słoiku, ale może niech ten słoik nie będzie bardzo hermetyczny, może uchylimy troszkę wieczka tajemnicy. Właśnie kim są te przetwory?
Gdy słuchacze usłyszą, kto występuje w tej serii, być może domyślą się, z jakiego rodzaju nastrojem spotkają się w moim słuchowisku. Hersztem zbirów, którzy rzeczywiście będą trzęśli całym słuchowiskiem i radiem RMF, jest Imbirow, mówiący z rosyjskim akcentem. Groźny rzeczywiście drab, który zgromadził równie groźną szajkę. Jego narzeczona, panna Goździkówna wpadła w kocioł wraz ze swoimi wspólnikami - z Chili Nożownikiem, z Janem Pieprzycą, ze Stanisławem Ocetyńskim, z Romualdem Czosnkiewiczem, z Sól-Ból Jerzym. Te postacie tak naprawdę tworzą kryminał. Gdyby oni się wydostali poza słoik, w którym na razie są zamarynowani, oczywiście zacząłby się kryminał nie tylko w słuchowisku radiowym, ale także poza nim. Dlatego w naszym interesie jest, żeby oni byli tam nie tyle zapuszkowani, co "zasłoikowani".
Wśród pana bohaterów nie ma żadnej włoszczyzny, jak zauważyłem. Nikt nie mówi po włosku, ale pojawiają się jakieś równie smaczne akcenty językowe.
Jest dziewczynka o dość dużej wyobraźni, która przyglądając się temu, co wyprawia jej mama w kuchni. Jej mama pasjonuje się kucharzeniem i to ona wymyśli taką historię o marynowaniu opowieści. Dziewczynka Laura w pewnym momencie na swoją prośbę zostanie zamieniona w lorda Ziółko, mówiącego z angielskim akcentem. Cała historia wpadła mi do głowy jesienią, kiedy ja sam siedziałem w kuchni i marynowałem różne jesienne dary. W pewnym momencie miałem ich dosyć, ale przyglądając się słoikom, które wraz synem, wraz z moją żoną przygotowywaliśmy i produkowaliśmy, zorientowałem się, że słoiki są po prostu bardzo piękne.
Czyli przetworzył pan własną historię?
Przetworzyłem własną historię i pomyślałem sobie, jakie to byłoby piękne, gdybym ja, pisarz zamiast swoje pomysły na książki przechowywać w notesie, mógł je po prostu zamarynować i postawić jako takie dzieło sztuki w słoiczku, gdzieś na półce w spiżarni. Od czasu do czasu ktoś któryś z tych słoiczków wyciągałby, żeby posmakować, czy to kryminał, czy to romans.
Można pasteryzować literaturę?
Książka każda jest pewnego rodzaju marynowaniem powieści. Nie marnowaniem - od razu zaznaczam, tylko marynowaniem, czyli dzięki książkom, dzięki temu, że jesteśmy w stanie już nasze opowieści zapisać, czy to w formie elektronicznej, czy na papierze, w jakiś sposób utrwalamy opowieść. Kucharzenie jest bardzo podobne do pisania. Tak naprawdę pisanie i kucharzenie ma dużo wspólnych elementów. Musimy dobrać odpowiednio składniki, musimy odpowiednio dobrać głównych bohaterów, musimy czasami oprócz słodyczy dodać troszeczkę pieprzu, soli czy papryki.
Stąd bohater Pieprzyca Jan?
Zawsze jest potrzebny schwarzcharakter, czyli na przykład ktoś, kto spełnia taką funkcję jak Maratach Czosnek. Dopiero wtedy opowieść cieszy nas pełnym smakiem. Zorientowałem się, pisząc słuchowisko, że całe życie wydawało mi się, że jestem pisarzem, a tak naprawdę jestem kucharzem, przygotowującym literackie potrawy.
Pomówmy jeszcze o tej pana kuchni pisarskiej, bo wiem, że ta historia ulegała pewnej metamorfozie, a więc takiej też wewnętrznej pasteryzacji. Na czym polegały przemiany?
Tak. Po pierwsze miałem świadomość tego, że RMF zapewni mi znakomitych aktorów. Chciałem oczywiście doskoczyć do ich talentów i starałem się napisać każdą z ról jak najlepiej. Słuchając wcześniej tego, co już państwo przygotowali, wiedziałem, że zarówno aktorzy, którzy u państwa występowali w poprzednich słuchowiskach, ale i radiowcy, państwo dziennikarze, potrafią nieźle czytać. Postanowiłem więc stworzyć bohaterów tych drabów z nadzieją, że wśród państwa są osoby, które być może odnajdą się w postaci Jana Pieprzycy czy Chili Nożownika. Ponadto, wiedziałem także, że w tym słuchowisku wystąpi pani prezydentowa Anna Komorowska i bardzo chciałem stworzyć rolę godną tej osoby. Napisałem postać która, liczę na to, zaskarbi sobie jej sympatię.
Dama Waniliowa?
Dama Waniliowa, ale jednocześnie pani reżyser całego słuchowiska. Słuchowisko ma dość nietypową formę. Jest to jednocześnie pokazywanie słuchaczom, w jaki sposób tworzą te słuchowiska, trochę radio od środka.
Czyli radio w radiu.
Wszelkie bebechy są zawsze interesujące, teatr od kuchni jest zawsze interesujący, prawda? Znowu kuchnia się pojawia w wypowiedzi. Dopasowywałem trochę rolę do osób, które będą je odczytywały, będą się wcielały w postacie. To rzeczywiście spowodowało, że słuchowisko smakuje, tak jak smakuje.
Mnie najbardziej "smakowała", kiedy czytałem tę opowieść, postać Sól-Bóla. Tak sobie pomyślałem od razu o Stefanie Czarnieckim, który mówił: "Ja nie z soli ani z roli, jeno z tego co mnie boli". A jaką rolę on tam odgrywa?
Byłem ciekaw, czy ktoś odnajdzie w pamięci akurat ten cytat. To prawda, ja też o tym myślałem, ale Sól-Ból tak na prawdę musiał się pojawić wraz ze swoimi kolegami, bo skoro jest Jan Pieprzyca, to musi być też Sól-Ból.
Oczywiście. Do smaku.
A skoro jest Ocetyński, to musi być też Czosnkiewicz, no bo co to za przetwory bez czosnku? Tutaj Sól-Ból nie miał nam jakiejś światłej przeszłości przypominać.
Czyli to nie będzie żadna insurekcja?
Nie, nie, jest oczywiście solą tego słuchowiska. Sól-Ból Jerzy jest solą tego słuchowiska, ale nie tylko ma ono słony smak czy trochę cierpki. Jest też trochę słodyczy. Pojawi się ono za sprawą Damy Waniliowej, która jest sprawczynią tego wszystkiego, to ona pakuje te swoje przedziwne opowieści do słoików. Mam też nadzieję, że pułkownik Ścichapękł zaskarbi sobie sympatię słuchaczy. Bo choć na pozór nie jest niezbyt ekspansywną osobowością, to jest niezwykle ważną postacią. Na końcu słuchowiska okazuje się, jak bardzo dzięki jej determinacji wszystko zmierza ku dobru.
Tak, ale nie zdradzajmy tego "the end", żeby nie było tak zwanego spojlera, czyli zdradzania fabuły. Bardzo dziękuję.