Wojskowa prokuratura ma już satelitarne zdjęcia z dnia katastrofy prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem - dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada. Wojskowi prokuratorzy, którzy prowadzą śledztwo w sprawie katastrofy, ograniczają się do stwierdzenia, że to "bardzo ważne materiały dowodowe".
Śledczy otrzymali zdjęcia kilkanaście dni temu od amerykańskiej Narodowej Agencji Bezpieczeństwa, która zawiaduje między innymi systemem satelitarnym Stanów Zjednoczonych. Wniosek w tej sprawie złożył resort obrony. Materiały są już badane przez naszych śledczych, ci natomiast nie udzielają żadnych, nawet ogólnych odpowiedzi na pytania o to, co zarejestrowały kamery amerykańskich satelitów.
Polskie władze, które wystąpiły do amerykanów z prośbą o zdjęcia, liczą na to, że fotografie mogą pomóc w wykluczeniu jednej z wersji przyjętych przez śledczych o możliwym zamachu terrorystycznych. Mogą pomóc też w odpowiedzi na pytanie, czy w momencie zderzenia samolotu z ziemią doszło do eksplozji albo czy maszyna została zestrzelona.
Jeśli kamery zarejestrowały lot tupolewa mimo gęstej mgły, da się też odtworzyć precyzyjny tor podejścia do lądowania na lotnisku. Takie informacje byłyby doskonałym uzupełnieniem danych, zapisanych w czarnych skrzynkach.
Reporterzy RMF FM dowiedzieli się też nieoficjalnie, że w rejestratorach zapisujących rozmowy w kokpicie prezydenckiego tupolewa, jest głos osoby, która nie należała do ścisłej załogi. Mógł to być głos stewardesy, lub innej osoby z załogi pokładowej. Nie można jednak wykluczyć, że ktoś z pasażerów wchodził do kabiny pilotów przed lądowaniem.
Wiadomo także, że polscy prokuratorzy nadal nie dostali żadnego dokumentu od rosyjskich śledczych, o które wystąpili w ramach pomocy prawnej. Również protokoły z sekcji zwłok ofiar pozostają na razie w rękach rosyjskich prokuratorów. Śledczy liczą, że zaczynający dziś wizytę w Moskwie prokurator generalny Andrzej Seremet przyspieszy przekazanie dowodów.