Pilot Jaka-40, który lądował w Smoleńsku przed tupolewem, został oczyszczony z zarzutów o złamanie procedur. Jak dowiedzieli się reporterzy śledczy RMF FM, rzecznik dyscyplinarny 36. specpułku uniewinnił porucznika Artura Wosztyla. Dziś decyzja się uprawomocniła.
Głównym zarzutem pod adresem pilota, podobnie zresztą jak w przypadku śledztwa prokuratorskiego, które wciąż trwa, było podjęcie decyzji o lądowaniu poniżej warunków granicznych. Chodzi o sto metrów widoczności w pionie. Zdaniem prokuratorów, pilot pomimo braku widoczności podjął taką decyzję, naruszając zasady bezpieczeństwa w lotnictwie.
O winie Artura Wosztyla miały świadczyć m.in informacje pochodzące od rosyjskich kontrolerów. Według ustaleń reporterów RMF FM w materiałach komisji badającej proces lądowania, znalazło się zdanie że rosyjscy kontrolerzy zobaczyli samolot z polskimi dziennikarzami dopiero w momencie, kiedy był 25 metrów nad lotniskiem.
O uniewinnieniu Wosztyla przesądziły zeznania wszystkich członków załogi, którzy zgodnie twierdzili, że ustawili radiowysokościomierz na wartości 100 metrów.
Widzieli światła drogi startowej, widzieli również pas startowy na wysokości 130 metrów, twierdząc, że dopiero po kilku sekundach podczas podjęcia decyzji o manewrze lądowania usłyszeli dźwięk radiowysokościomierza - powiedział adwokat pilota Marcin Madej.
Decyzja o uniewinnieniu w postępowaniu dyscyplinarnym się uprawomocniła, natomiast wciąż trwa śledztwo prokuratorskie. Ma ono wyjaśnić dokładnie to samo: czy pilot był winny przekroczenia procedur.