"Obawiałem się, że raport MAK będzie się składał przede wszystkim z obciążeń polskiej strony, wyliczania polskich błędów i tak się stało" - mówi o przedstawionym raporcie MAK Paweł Deresz, mąż tragicznie zmarłej w katastrofie smoleńskiej posłanki Jolanty Szymanek-Deresz. Podkreśla, że jest teraz ciekaw reakcji polskiej strony, a przede wszystkim rządu.
Interesuje mnie też, jak potoczą się dalej losy śledztwa. Zakładam, że powstaną dwa oddzielne raporty, będą więc dwie prawdy o tragedii smoleńskiej i niezwykle trudno będzie o jej wypośrodkowanie - uważa Deresz.
Według niego trzeba będzie zwrócić się do międzynarodowych ekspertów i zaproponować im funkcję kogoś w rodzaju supervisorów, a także wykorzystać możliwości wynikające z konwencji chicagowskiej, a więc zwrócenia się do Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego, której należałoby udostępnić zarówno raport MAK-u, jak i nasze uwagi do tego raportu.
W raporcie MAK szczególnie mnie uderzyło totalne samozadowolenie pani Anodiny i totalny brak poczucia winy - dodaje Deresz.
Według niego, jeżeli chodzi o stwierdzoną obecność alkoholu we krwi gen. Błasika, to jest zupełnie normalne, że na pokładzie samolotu wypija się kieliszek koniaku. Miałem przyjemność wielokrotnie towarzyszyć delegacjom rządowym i nie widzę w tym nic dziwnego - podkreśla.
Myślę, że teraz sprawą presji, jaka miała być wywierana na załogę przez innych członków lotu, zajmie się polska prokuratura. Odnoszę wrażenie, że taka presja mogła być, ale nie twierdzę, że była - mówi.
My, jako rodziny, nie mamy obecnie żadnych uprawnień do podjęcia jakichś nowych kroków. Ta część rodzin, którą ja reprezentuję, nie zamierza działać w sprawie raportu MAK-u, zdajemy się w pełni na działalność polskiej prokuratury. Mam nadzieję, że ona - uwzględniając w jakiś sposób raport MAK-u - dojdzie do tej prawdy, która będzie zadowalać wszystkich - dodaje Deresz.