"Węgry, blokując szósty pakiet sankcji obejmujących embargo na rosyjską ropę, najprawdopodobniej licytują wysoko. W zasadzie nie mają już wielu sojuszników w Unii" - mówi w Radiu RMF24 Andrzej Sadecki, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, zajmujący się polityką wewnętrzną i zagraniczną Węgier. Jego zdaniem ogłoszony przez Viktora Orbana stan wyjątkowy na Węgrzech ze względu na wojnę na Ukrainie służy podsycaniu poczucia zagrożenia w społeczeństwie.
Premier Węgier Viktor Orban ogłosił stan wyjątkowy w tym kraju, który będzie obowiązywał od środy ze względu na wojnę na Ukrainie. "Rząd potrzebuje pola manewru, by móc szybko reagować na pojawiające się wyzwania" - oświadczył Orban w nagraniu opublikowanym na Facebooku.
Wydawałoby się, że rządzącą rządząca partia na Węgrzech - czyli Fidesz - posiada i bez stanu nadzwyczajnego pełnię władzy. Pełnię władzy dokładnie ma, ma też większość swoich nominatów w Sądzie Konstytucyjnym. Natomiast wydaje się że Viktor Orban przyzwyczaił się do rządzenia rozporządzeniami. Stan zagrożenia związany z pandemią trwał od 2 lat. On właśnie za chwilę miałby wygasnąć i teraz, w związku z wojną w Ukrainie, to przedłużono wprowadzono. Czy inaczej mówiąc: pod pretekstem wojny wprowadzono następny stan zagrożenia, co jest też o tyle dziwne, że Węgry nie są bezpośrednio zagrożone wojną i co więcej, jako jedyne państwo regionu które należy do Unii Europejskiej i NATO nie dostarczają Ukrainie ani broni, ani nie przepuszczają też do dostaw przez swoje terytorium - mówi w radiu RMF24 Andrzej Sadecki, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, zajmujący się polityką wewnętrzną i zagraniczną Węgier.
Ekspert zwraca też uwagę na fakt, że stan zagrożenia ogłoszony został na profilu facebookowym premiera Orbana. Wskazuje to na wymiar taki wewnętrzny, polityczny i służy podsycaniu poczucia zagrożenia w społeczeństwie. Chodzi też o zaprezentowanie się Orbana jako przywódca, który właśnie sprawnie przeprowadza swoje państwo przez ten trudny czas gospodarczy i ciężki okres pod względem bezpieczeństwa - dodaje Sadecki.
Węgierska gospodarka nie odróżnia się jakoś zasadniczo od innych gospodarek tego regionu. Mamy dzisiaj do czynienia z wysoką inflacją i z różnymi innymi problemami. Jednym z nich jest jednak to, co Fidesz "wydał na zaś". Rządzący już od 12 lat w kampanii przed ostatnimi wyborami bardzo rozkręcił wydatki socjalne, więc budżet w tej chwili ledwo się dopina. Na dodatek nie wiadomo, czy przejdą w takim stopniu w jakim się rząd tego spodziewa środki unijne, bo plan odbudowy dla Węgier jest zablokowany. Rząd szuka innych różnych innych źródeł wpływów do budżetu. No i właśnie temu służy opodatkowanie różnych sektorów gospodarki - wyjaśnia Sadecki. Władze w Budapeszcie wprowadziły regulowane ceny na niektóre produkty.
Orban ogłosił w tym tygodniu, że Węgry muszą niezwłocznie wzmocnić swoją armię. W tym celu stworzą specjalny fundusz, na który część swoich zysków będą musiały wpłacać m.in. banki.
W praktyce dokładnie nie wiemy, jak to będzie działać. Mają być dodatkowe podatki, które mają dotyczyć jakby ekstra zysków firm, to są głównie firmy zagraniczne. Natomiast w jakim stopniu i jakie to będą kwoty - jeszcze nie wiemy. Zapewne wzmocnią armię. Ale chyba gdzieś w dużej mierze związane jest to z problemami budżetowymi i takiemu generalnemu zbilansowanie budżetu - spekuluje ekspert.
Od ponad 3 tygodni propozycja szóstego pakietu sankcji wymierzonych przez Unię Europejską w Rosję leży na stole. Węgry najprawdopodobniej licytują wysoko. W zasadzie nie mają już wielu sojuszników w Unii, więc przede wszystkim starają się przez ten instrument weta - czyli zapowiadanie, że nie poprą embarga na rosyjską ropę - wynegocjować jak najwięcej, właśnie jeśli chodzi o fundusze unijne. Jak na razie nie widać w tej kwestii porozumienia. Wydaje się, że ciężko będzie Węgrom bez ustępstw uzyskać pełnię tych środków z Unii na odbudowę własnej gospodarki po pandemii, na jakie oczekują - puentuje Sadecki.