“Jest prawdopodobnie najbogatszym polskim politykiem albo jednym z najbogatszych. Cóż mogę powiedzieć, widocznie urok formalnego tytułu premiera jest tak wielki, że mimo iż mógłby bez problemu znaleźć sobie inne zajęcie, chce być dalej tym premierem" - mówił o Mateuszu Morawieckim prof. Antoni Dudek w Radiu RMF24. Prowadzący Tomasz Terlikowski pytał go, czy odejście Michała Dworczyka możemy wiązać z odejściem Pawła Solocha oraz czy możliwe jest odwołanie Mateusza Morawieckiego.
Tomasz Terlikowski: Paweł Soloch odchodzi. Wcześniej odszedł Michał Dworczyk, a w powietrzu wciąż krąży przekonanie, że to nie koniec rekonstrukcji politycznej w PiS. Teraz w RMF24 zajmiemy się właśnie przyszłością Zjednoczonej Prawicy. Z nami jest prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Witam.
Antoni Dudek: Witam. Pozdrawiam.
Panie profesorze, szykują się dalsze zmiany, czy też - jak to ujął Marek Suski opisując ostatnie spotkanie - teraz to już głównie wino i śpiew?
Wino i śpiew może być, ale zmiany będą. Pozostaje tylko pytanie w jakim tempie. Zacznijmy od tego, że ciągle chyba nie znamy następcy Michała Dworczyka na stanowisku szefa kancelarii premiera, a to może być zmiana, która dość szybko wywoła kolejne zmiany w rządzie. Natomiast nie łączyłbym tej zmiany z odejściem Pawła Solocha, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, bo to jest sektor pana prezydenta Dudy, który tak naprawdę jest gdzieś na uboczu Prawa i Sprawiedliwości i tu raczej mamy do czynienia z innymi powodami. Minister Dworczyk odszedł wskutek rozkręcania się afery mailowej. Paweł Soloch nie był bohaterem żadnej afery, więc jak się wydaje tutaj mamy do czynienia być może z jakimiś zmianami planów pana prezydenta czy Pawła Solocha. Natomiast generalnie PiS czeka, tak jak nas wszystkich niestety, ciężka zima i od tego, jak ta zima będzie ciężka, będą zależały dalsze zmiany w rządzie, w tym losy samego premiera Morawieckiego, który stał się twarzą deklaracji, że węgla tej zimy nie zabraknie.
Natomiast też różnie z tymi deklaracjami bywa. Te deklaracje się zmieniają co jakiś czas.
Tak, tylko co innego jak się opowiada, że za ileś lat będzie Polską jeździło milion samochodów elektrycznych, a później nie jeździ nawet sto tysięcy, bo to jest niegroźna deklaracja. Ale jeśli się mówi ludziom w lipcu, że podczas nadchodzącej zimy węgla nie zabraknie, a później tego węgla jednak brakuje, to to bardzo boli politycznie. I zobaczymy, jak to będzie w tym przypadku, jak surowa zima będzie. I najkrócej mówiąc, ile tego węgla uda się premierowi Morawieckiemu zorganizować, zanim pojawią się pierwsze mrozy.
Ale już wiemy, że np. mianowanie owego nowego szefa kancelarii, to jest prerogatywa. Dzisiaj mówił o tym w RMF FM choćby Marek Suski, że to jest prerogatywa prezesa. Więc jeśli prezes mianuje szefa kancelarii premiera, to obecnie może nie być łatwo wykonywać nawet politycznej woli w tej trudnej zimie.
Ale to jest nic nowego. Premier Morawiecki zgodził się na pozycję czy na to stanowisko...
No tak, ale Michał Dworczyk był jego człowiekiem, a nie człowiekiem prezesa.
Dlatego mówiąc o kolejnych zmianach w rządzie, mówiłem o tym, że być może ten następca będzie tak odległy od premiera, że doprowadzi do kolejnych zmian najpierw w składzie otoczenia premiera, później być może do zmiany samego premiera. Może nawet szef kancelarii premiera zajmie miejsce Mateusza Morawieckiego, choć to oczywiście jest już moja spekulacja. Natomiast mamy w Polsce od 2015 roku sytuację, w której realnym premierem nie jest ten, kto pełni tę funkcję, bo ani pani Szydło, ani pan Morawiecki nie jest prawdziwym premierem. On nosi tytuł premiera, ale premierem nie jest, czego dowodzi sprawa odwołania szefa jego kancelarii. Jak pan słusznie zauważył, jednego z jego najbliższych współpracowników, który odszedł nie dlatego, że premier tak chciał. Nawet premierowi nie pozwolono ogłosić tej decyzji. Tu chyba już nawet PiS nie zachowuje jakichkolwiek pozorów, bo można było tę zmianę tak zrobić. W ten sposób, że to premier mówi "zwalniam szefa swojej kancelarii, mam takie prawo". Nie. To wicemarszałek Terlecki wystąpił i ogłosił uprzedzając premiera, że pan Dworczyk za chwilę złoży dymisję. I to pokazuje skalę groteskowości polskiej polityki w wykonaniu Prawa i Sprawiedliwości.
Ale w zasadzie dlaczego na to godzi się premier? To jest dla mnie pytanie, bo jeszcze wcześniej oczywiście nie rządził, nie o wszystkim decydował, wiadomo było, że jest prezes, ale zachowywano pozory. W tej sytuacji nie ma już nawet pozorów - ktoś mu mianuje szefa Kancelarii. To po co on w tym wszystkim trwa? Przecież jest człowiekiem, który ma przeszłość w banku, mógłby zacząć odcinać jakieś kupon.
Jest prawdopodobnie najbogatszym polskim politykiem albo jednym z najbogatszych. Cóż mogę powiedzieć, widocznie urok formalnego tytułu premiera jest tak wielki, że - mimo iż mógłby bez problemu znaleźć sobie inne zajęcie - chce być dalej tym premierem. Natomiast myślę, że chodzi mu o spadek po Jarosławie Kaczyńskim. Mateusz Morawiecki ciągle wierzy, choć moim zdaniem szanse na to są coraz mniejsze, że to on będzie tym następcą w Prawie i Sprawiedliwości, że to on przejmie kiedyś schedę po Jarosławie Kaczyńskim. Ale żeby to było możliwe, to musi wiernie służyć. Nie może się narazić, musi znosić te wszystkie zniewagi - i ze strony prezesa, i tak naprawdę jego otoczenia. No bo to, co zrobił marszałek Terlecki ogłaszając informację o dymisji Dworczyka, było upokorzeniem Morawieckiego. Gdyby to zrobił prezes Kaczyński, upokorzenie byłoby mniejsze. Widać więc, że premier jest upokarzany na oczach opinii publicznej, ale znosi to sam. Jestem ciekaw, jak długo. Myślę, że on raczej sam nie odejdzie, tylko zostanie odwołany. Jest natomiast pytanie, czy to będzie możliwe, bo przypomnę, że w tych dniach Paweł Kukiz znowu ogłosił, że przestaje popierać obóz rządzący. PiS więc chwilowo nie ma trzech głosów poselskich, bo jak rozumiem Kukiz mówił to w imieniu jeszcze dwóch pozostałych posłów ze swojego koła. Jest pytanie, czy gdyby za chwilę, czyli za trzy-cztery miesiące przyszło prezesowi Kaczyńskiemu do głowy zmienić premiera, to czy aby na pewno będzie 231 głosów za powołaniem nowej osoby na to stanowisko. Wobec tego Mateusza Morawieckiego aż do końca kadencji Sejmu odwołać się nie da.
A czy Jarosław Kaczyński zdaniem pana profesora wierzy jeszcze w ogóle w zwycięstwo? To znaczy czy on po prostu próbuje przeczekać i minimalizować przyszłe szkody w przyszłych wyborach. Mówiąc inaczej zostawia Mateusza Morawieckiego, żeby był twarzą klęski, czy też jeszcze wierzy w to, że Prawo i Sprawiedliwość nawet po trudnej zimie może wygrać wybory w przyszłym roku?
Myślę, że prezes Kaczyński ciągle w to wierzy. Oczywiście to tkwi gdzieś w jego głowie i nie jesteśmy w stanie tam zajrzeć, ale jak słucham jego publicznych wystąpień zagrzewających zwolenników PiS-u do walki, to on w to głęboko wierzy i uważa, że zimą uda się, tak jak się trochę PiS-owi udało z pandemią. Wprawdzie mamy ponadprzeciętną liczbę zgonów, jesteśmy w czołówce światowej krajów, które zapłaciły tutaj ponadprzeciętną cenę. Natomiast jest faktem, że to nie spowodowało jakiegoś radykalnego tąpnięcia w sondażach Prawa i Sprawiedliwości, ta nieudolność państwa polskiego w walce z pandemią. Prezes więc zakłada, że być może mrozy tej zimy nie będą duże, być może szczęście nam dopisze. Opatrzność będzie czuwała, nikt nie zamarznie, no i uda się jakoś w nieogrzewanych domach to przedstawić jako wielki sukces. No bo w końcu ten węgiel przyjedzie w styczniu, lutym czy marcu...
Jak pomarańcze kubańskie dawno temu przed świętami.
Premier Morawiecki sam to wykreował, dlatego że nikt mu nie kazał tak się spieszyć z embargiem na węgiel rosyjski. Mógł poczekać, jak były unijne sankcje przyjęte, że mają w sierpniu wejść w życie. Można było tego węgla sprowadzić pewien zapas, mimo że to rosyjski węgiel i dopiero później ściągać węgiel z innych części świata. To premier Morawiecki postanowił pokazać całej Europie, jak Polacy potrafią wystąpić przed szereg, być pierwsi. Niewątpliwie była to próba pokazania innym państwom Unii, że my tu jesteśmy najbardziej stanowczy w tych sankcjach antyrosyjskich. No ale okazało się, że czasem trzeba chwilę pomyśleć, zanim się wyskakuje z jakimiś decyzjami. I to jest casus premiera Morawieckiego. On popełnił szkolny błąd, mimo że był ostrzegany, bo to nie jest tak, że nie był. Znane jest pismo minister klimatu, która już 24 lutego napisała do premiera, że natychmiastowe wprowadzenie embarga, które wprowadziliśmy w marcu spowoduje, że nie będzie węgla najbliższej zimy. No i niestety premier jej nie posłuchał. Może trzeba było dać sobie trzy, cztery miesiące czasu z tym wprowadzeniem sankcji i ten węgiel ściągnąć.
Opracowanie: Kinga Adamczyk