"Daję wiarę generałom, a nie ministrowi Błaszczakowi" – tak odniósł się gen. Mirosław Różański do dzisiejszego oświadczenia szefa resortu obrony narodowej w sprawie incydentu z rosyjską rakietą znalezioną pod Bydgoszczą. "Nie chciałbym generałów namawiać do swoistego rokoszu, ale tego nie można zostawić w ten sposób" - stwierdził.
Według ministra Mariusza Błaszczaka w sprawie rakiety, która 16 grudnia znalazła się nad terytorium Polski, wojsko postępowało właściwie do poziomu dowódcy operacyjnego, który - zdaniem szefa MON - nie przekazał dalej informacji na ten temat.
Przypomnijmy, że funkcję dowódcy operacyjnego pełni gen. Tomasz Piotrowski.
Generał Piotrowski we wcześniejszych komentarzach dotyczących znaleziska - użyję takiego kolokwialnego określenia, w okolicach Bydgoszczy - mówił o tym, że wiąże to ze zdarzeniem z 16 grudnia. Co potwierdzał premier, że też ma taką informację - przypomniał gen. Mirosław Różański, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, zapytany o komentarz przez dziennikarza RMF FM Krzysztofa Zasadę.
Jak zauważył gen. Różański, trudno byłoby powiedzieć, że wojsko nie wiedziało o tym, co stało się 16 grudnia ubiegłego roku. Jeżeli uzupełnimy to jeszcze o komentarz szefa sztabu generalnego, który mówi, że o tym, co miało miejsce w grudniu zostały powiadomione czynniki polityczne, to te dwa fakty dla mnie są podstawą do tezy, którą przedstawiłem na początku - dodał były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych.
Gdybyśmy chcieli prześledzić to, co jest typowe dla tej procedury, że niezidentyfikowany obiekt znalazł się w polskiej przestrzeni powietrznej, to jest on natychmiast wykrywany przez Centrum Operacji Powietrznych, bądź przez ODN - Ośrodek Dowodzenia i Naprowadzania, który znajduje się w Bydgoszczy - wyjaśnił gen. Różański.
To wszystko jest rejestrowane. Absolutnie nie przyjmuję takiej tezy, że dowódcy o tym nie wiedzieli - oznajmił.
Dzisiaj jest taka sytuacja, że pan premier może publicznie wszystko powiedzieć, natomiast moi koledzy w mundurach mają możliwości mocno ograniczone - spójrzmy chociażby na bardzo powściągliwe oświadczenia gen. Andrzejczaka - stwierdził rozmówca Krzysztofa Zasady.
Myślę, że szykuje nam się takie swoiste przesilenie na styku najważniejsi generałowie w Wojsku Polskim a minister obrony narodowej. Jestem ciekaw, jakie stanowisko zajmie pan prezydent - ocenił gen. Różański.
Rozmówca RMF FM został również zapytany o to, jak cała sytuacja wokół incydentu z rosyjską rakietą zostanie odebrana przez generalicję.
Ostatnie lata to jest marginalizowanie żołnierzy i traktowanie ich przedmiotowo. Pan minister ma kilku swoich nominatów, którzy są apologetami obozu rządzącego. W siłach zbrojnych służy jeszcze wielu merytorycznych i kompetentnych generałów. Myślę, że ci panowie są taką milczącą częścią społeczeństwa - widzą, co się dzieje i myślę, że to jest absolutnie deprymujące - powiedział gen. Różański.
Nie chciałbym generałów namawiać do swoistego rokoszu, ale tego nie można zostawić w ten sposób, że pan minister zadaje kłam generałowi i to na tak wysokim i odpowiedzialnym stanowisku - dodał gen. Mirosław Różański, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych.
Nie chce mi się w to wierzyć, tłumaczenia ministra Błaszczaka są w moim przekonaniu mało prawdopodobne - tak wystąpienie szefa MON w sprawie rakiety znalezionej w okolicach Bydgoszczy skomentował były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Cieniuch.
Takie rzeczy są meldowane i to wszystko jest na piśmie. Obieg informacji jest opisany w Ministerstwie Obrony Narodowej. No i jest to możliwe do sprawdzenia. Dlatego nie chce mi się w to wszystko wierzyć - skomentował były szef sztabu generalnego.
Według gen. Cieniucha, jeśli jednak potwierdziłaby się wersja przedstawiona przez Mariusza Błaszczaka, ta sytuacja, to oznaczałoby, że w polskiej armii mamy do czynienia z potężnym bałaganem. To wymaga wyjaśnienia - dodał były szef sztabu generalnego.
Odnoszę wrażenie, że nie chodzi o to, jak było naprawdę, tylko o wskazanie kozła ofiarnego - tak z kolei oświadczenie Mariusza Błaszczaka skomentował były wiceminister obrony gen. Waldemar Skrzypczak.
Uważam, że żołnierz ma honor i godność. Powinien się zachowywać tak, jak mu nakazuje honor i godność żołnierska. Politycy godności mieć nie muszą, bo oni mają inną kategorię myślenia - dodał gen. Skrzypczak w rozmowie z RMF FM.
Skrzypczak zwrócił uwagę, że w czwartek w rozmowie z korespondentką RMF FM Katarzyną Szymańską-Borginon szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak podkreślił, iż o incydencie z rakietą niezwłocznie poinformował swoich przełożonych i "nie ma sobie nic do zarzucenia". Teraz zaczynam się zastanawiać, co jest niezgodne z prawdą. Moim zdaniem wojskowi dopełnili wszystkich proceduralnych wymogów - podkreślił. Generał Skrzypczak nie wierzy, że gen. Piotrowski nie zameldował o sprawie swoim przełożonym, skoro informacja trafiła do Andrzejczaka, któremu Piotrowski podlega. Taki meldunek szef sztabu generalnego mógł mieć tylko od Piotrowskiego, dowódcy operacyjnego, który jemu podlega - wskazał.
Kto mówi nieprawdę? Szef sztabu generalnego, który mówi, że przekazał informację niezwłocznie w dniu, kiedy to miało miejsce czy komisja, która w tej chwili została powołana przez MON do stwierdzenia faktów - zastanawia się Skrzypczak w rozmowie z RMF FM.
W ogłoszonym dziś oświadczeniu minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak poinformował o wynikach kontroli zarządzonej w resorcie w sprawie rosyjskiej rakiety odnalezionej pod Bydgoszczą. Według szefa MON 16 grudnia ubiegłego roku podległe dowódcy operacyjnemu Centrum Operacji Powietrznych otrzymało od strony ukraińskiej informację o zbliżającym się w stronę polskiej przestrzeni powietrznej obiekcie, który może być rakietą.
Podkreślił, że nawiązano współpracę zarówno ze stroną ukraińską, jak i amerykańską. Podkreślił, że właściwie uruchomiono procedury współpracy sojuszniczej. Podwyższono ponadto gotowość bojową polskich środków dyżurnych; w powietrzne poderwano dyżurne samoloty, zarówno polskie, jak i amerykańskie. Mariusz Błaszczak zaznaczył, że obiekt został odnotowany przez polskie naziemne stacje radiolokacyjne.
Szef resortu zaznaczył, że ustalenia kontroli jasno wskazują, iż działania Centrum Operacji Powietrznych były prawidłowe. Poinformowało ono w meldunku przełożonego, czyli dowódcę operacyjnego, o niezidentyfikowanym obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej.
Z kontroli wynika jednak, że - jak przekazał Błaszczak - swoje obowiązki zaniechał dowódca operacyjny. Nie poinformował on o incydencie ani ministra obrony narodowej, ani Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, ani innych przewidzianych w procedurach służb.
W sprawozdaniu operacyjnym Dowództwa Operacyjnego z 16 grudnia, który otrzymałem, znalazła się informacja, że tego dnia nie odnotowano naruszenia ani przekroczenia polskiej przestrzeni powietrznej, co - jak później się okazało - było nieprawdą - przekazał szef resortu obrony.
Mariusz Błaszczak zarzucił dowódcy operacyjnemu, że nie podjął wystarczających działań w zakresie poszukiwania obiektu.
Na miejsce skierowano jedynie patrol policji, a poszukiwania za pomocą śmigłowca przeprowadzono dopiero 19 grudnia. Do poszukiwań nie włączono żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej pełniących dyżury. Po 19 grudnia całkowicie zaniechano poszukiwań - zaznaczył minister.