Już w najbliższy poniedziałek przed siedzibą premiera w Alejach Ujazdowskich rozpocznie się pikieta związkowców Solidarności. Będą protestować przeciwko reformie emerytalnej. W demonstracji, która potrwa do piątku, codziennie ma uczestniczyć kilkaset osób.
Pierwsi związkowcy pojawią się przed kancelarią premiera w poniedziałek o godzinie 14.00. Na początek do Warszawy przyjadą związkowcy z regionu gdańskiego. We wtorek zastąpią ich członkowie Solidarności ze Śląska, w środę przyjdzie czas na Mazowsze. Rozpoczniemy stałą pikietę pod urzędem rady ministrów. Całodobową, rotacyjną, tak, że tam bez przerwy będzie kilkaset osób - zapowiada rzecznik organizującej protest Komisji Krajowej Solidarności Marek Lewandowski.
Spędzenie kilku nocy pod gołym niebem będzie wymagało sprowadzenia przed kancelarię premiera namiotów, toalet i szeregu urządzeń, które pozwolą związkowcom przetrwać, stąd oczywiste skojarzenie z "białym miasteczkiem" pielęgniarek sprzed kilku lat. Tak, to będzie takie miasteczko - przyznaje Marek Lewandowski. Przecież zawsze może padać, pogoda może się zepsuć no i gdzieś trzeba się schować czy zjeść ciepły posiłek. Jesteśmy na to przygotowani- dodaje.
W piątek miasteczko przeniesie się przed Sejm, gdzie związkowcy na sprowadzonym przez siebie telebimie będą obserwować debatę nad wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie reformy emerytalnej. Z kolei przed parlamentem zaplanowano demonstrację. Do tego czasu będziemy naciskać na rząd, żeby wycofał się z ze swoich planów i usiadł z nami do rozmów - mówi rzecznik Komisji Krajowej Solidarności Marek Lewandowski. Ten tydzień pod gołym niebem to na początek - podkreśla.
Wczoraj bez przełomu zakończyło się ponad czterogodzinne posiedzenie Komisji Trójstronnej w Centrum "Dialog" w Warszawie. Przedstawiciele związków zawodowych usłyszeli od premiera twarde "nie" dla przeprowadzenia referendum w tej sprawie. Donald Tusk mówił jedynie, że weźmie pod uwagę możliwość pewnego złagodzenia reformy.
To złagodzenie ma polegać na przechodzeniu na emeryturę wcześniej niż w wieku 67 lat, ale pod warunkiem, że potencjalny emeryt zdążył zgromadzić odpowiednio wysoki kapitał w ZUS-ie. W takim wypadku część osób mogłaby powiedzieć: "Nie chcę pracować dłużej, wolę niższą emeryturę". W przypadku kobiet taka częściowa emerytura byłby możliwa w wieku 62 lat.
Nie ma jednak pewności, że rząd zgodzi się na takie rozwiązanie i że tak ostatecznie będzie wyglądać reforma emerytalna. Premier mówił na posiedzeniu Komisji Trójstronnej jedynie, że warianty łagodzenia reformy zostaną poddane analizie. Na nic więcej na razie nie można liczyć - przyznał minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Będą przeanalizowane, przeliczone te wnioski. Ostateczną decyzję podejmuje oczywiście Rada Ministrów - podkreślał.
Związki zawodowe wyszły ze spotkania zawiedzione. Tym bardziej, że premier uparcie powtarzał, że zrobi wszystko, by nie dopuścić do referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego. Zdaniem szefa Solidarności Piotra Dudy, Tusk "uparcie prze do 67 lat":