Pierwsze pozytywne informacje napływają z frontu walki z epidemią nietypowego zapalenia płuc - eksperci ze Światowej Organizacji Zdrowia zarejestrowali spadek liczby zachorowań w chińskiej prowincji Guangdong, czyli tam, gdzie, gdzie pięć miesięcy temu pojawiły się pierwsze przypadki zachorowań.

Jednak jedna jaskółka wiosny nie czyni - w Pekinie, Szanghaju, Hong Kongu, Singapurze, Taipei, Toronto sytuacja jest nadal bardzo napięta. Wprowadzono tam drakońskie rozporządzenia, do których muszą stosować się mieszkańcy. Jest to konieczne, bowiem wystarczy niewielkie zaniedbanie, by pojawiły się nowe ogniska epidemii.

Musimy zapobiec przeniesieniu się choroby do krajów rozwijających się, które nie byłyby w stanie poradzić sobie z zagrożeniem zdrowotnym o takiej naturze - tłumaczył w Genewie rzecznik Światowej Organizacji Zdrowia – Klaus Stohr.

W Pekinie władze ogłosiły, że jeśli zajdzie potrzeba, będą siłą wymuszać kwarantannę wobec osób podejrzewanych o zakażenie wirusem. Tak było nad ranem w największym szpitalu w metropolii. Placówka została otoczona przez policję, pacjentów, a ponad 2500 tysiąca pracowników skierowano na obserwację. Cały szpital został zdezynfekowany.

Na rogatkach miasta ustawiono posterunki, które wpuszczają tylko tych, którzy mają do załatwienia jakąś pilną sprawę w stolicy.

Kontrole podsyciły jednak nastrój paniki. Ze sklepów znikął ryż, olej i konserwy, bo pojawiły się plotki, że Pekin zostanie odcięty od dostaw żywności.

Tymczasem w chińskiej stolicy na SARS zmarły dziś kolejne 4 osoby. Tym samym w skali całego kraju tragiczny bilans epidemii wzrósł do 110 osób. 2 kolejne zmarły też w Singapurze. Na całym świecie zarejestrowano już 264 przypadki śmierci z powodu zespołu ostrej niewydolności oddechowej, zakażonych jest ponad 4600 osób.

FOTO: Archiwum RMF

21:50