Zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego asystenci trenerów filmują skoki swoich zawodników? Dlaczego nagranie transmisji telewizyjnej im nie wystarcza? Analiza skoku to poważne zadanie, wymagające odpowiedniego sprzętu, oprogramowania i przede wszystkim wiedzy specjalisty. W polskiej kadrze zajmuje się tym biomechanik krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego Piotr Krężałek, który w rozmowie z RMF FM odsłania kulisy swej pracy. Rafał Kot, były fizjoterapeuta kadry, który współpracował z trenerami Kuttinem, Lepistoe i Kruczkiem mówi nam o różnicach w ich podejściu do zawodników.
Tomasz Staniszewski: Panie Piotrze - jeżeli można ujawnić trochę pana warsztatu - w sensie sprzętu, jakim pan się posługuje, kiedy zawodnik trafia pod pana lupę - to są kamery, to są aparaty fotograficzne...
Piotr Krężałek: Przede wszystkim właśnie kamera, aparat - pozwalający na analizę klatka po klatce położeń i punktów anatomicznych. Później na to jest nakładany tzw. "model kinematyczny" i dalej obliczane są najróżniejsze wielkości, które nas interesują. Począwszy od prostych, podstawowych danych - wartości kątowe, prędkości, przyspieszenia kątowe występujące w poszczególnych stawach, także ustawienia segmentów ciała względem kierunku najazdu, kierunku lotu. To jest też obliczanie położenia środka masy zawodnika, czyli tego punktu, który jest normalnie niewidoczny, a także różnych wskaźników, związanych z tym środkiem masy - czyli na przykład rotacji ciała względem środka masy.
Te uwagi trafiają bezpośrednio do zawodnika? Mają mu pozwolić korygować skoki - ten automatyzm skakania, do którego ma być przyzwyczajony?
Te uwagi trafiają do trenera. Tak ustaliliśmy - przyjęliśmy taki system, że uwagi zawodnik dostaje wyłącznie od trenera. Trener decyduje o tym, w którym momencie zawodnik powinien tę uwagę dostać, bo nie wystarczy stwierdzić tylko, co należy zawodnikowi powiedzieć, ale też ważne jest, kiedy należy to zawodnikowi powiedzieć. Czasem zmiana na lepsze z mechanicznego punktu widzenia...
... może się nie przełożyć na długość skoku...
Niestety tak - po prostu są dodatkowe aspekty - od psychologicznych zaczynając, które dodatkowo na to wpływają i tu modyfikacje mogą skończyć się źle, jeżeli rady są udzielone nie wtedy, kiedy trzeba. To jest istotne zwłaszcza w kontekście powtarzalności, o której często mówimy. To jest także istotne, na jakim etapie treningu jesteśmy - to znaczy, czy to jest sezon przygotowawczy, kiedy rzeczywiście możemy jeszcze dużo zmieniać - czy też jest już to etap startowy, kiedy staramy się zachować to, czego zawodnik już się nauczył. Dopiero wtedy, kiedy pojawiają się jakieś drastyczne odstępstwa od tego obrazu, który staraliśmy się wpoić zawodnikowi albo jego wyniki są po prostu niezadowalające, to wraca do fazy treningu. O ile jest to w ogóle możliwe - no i wtedy ja znowu przeprowadzam analizę, rozkładam na czynniki technikę zawodnika i sprawdzam, który uległ modyfikacji. Najlepiej jeżeli jest to tylko jeden - ale wiadomo, że są tu różne mechanizmy kompensujące, które trzeba też odróżnić od przyczyny pierwotnej. Ogólnie trzeba raz jeszcze przeprowadzić cały system optymalizacji ruchu i pozycji zawodnika. Odpowiednio go popchnąć i to jest rola trenera. Należy pamiętać, że trener też rozmawia z zawodnikiem nieco innym językiem, niż ja bym to robił. Często jest to język nawet dosadny, ale o to chodzi - żeby zawodnik nie myślał zbyt dużo o błędach, tylko podchodził do tego bardziej organicznie...
To może pan Rafał opowie o różnicach w warsztacie poszczególnych trenerów. Pan miał doświadczenie we współpracy z Austriakiem Heinzem Kuttinem, Finem Hannu Lepistoe i z Łukaszem Kruczkiem...
Rafał Kot:Każdy miał jakieś "swoje" podejście do zawodników, każdy posługiwał się tu swoim językiem, w którym obowiązuje taka gwara, żargon, w którym pewne rzeczy się inaczej nazywa i to w łatwiejszy sposób trafia do zawodnika. On lepiej rozumie to, co chce powiedzieć trener i trener przez ten żargon lepiej zrozumie, co chce przekazać zawodnikowi, zwłaszcza jeżeli ten ma problem. Gdy przyszedł do nas Heinz Kuttin - był to dość młody trener - chciał wprowadzać swoje nowinki, rewolucje, tryskał pomysłami - był taki - można powiedzieć - bardziej impulsywny. Nie znosił krytyki. Ale pewność trenera też jest bardzo ważna. Potem przyszedł Hannu Lepistoe i nastąpiła zmiana powiedziałbym o 180 stopni. Trener z wielkim autorytetem, starszy wiekowo, z ogromnym doświadczeniem i osiągnięciami, który do zawodników podchodził z wielkim spokojem. Rozmawiał z nimi powoli, dokładnie wsłuchując się w to, co mieli do przekazania. Nie od razu próbował swoje pomysły narzucać, tylko bardziej na zasadzie partnerskiej rozmowy wybierać ten złoty środek. Ale podkreślam, to był całkowicie inny charakter, inne podejście. Łukasz Kruczek - pracował i z Lepistoe, i z Kuttinem, wiele się od nich uczył. I od młodego, impulsywnego Austriaka, i od zimnego, spokojnego Fina. Potrafił połączyć te cechy. Kiedy trzeba jest impulsywny, kiedy trzeba jest spokojny i wydaje się, że bardzo pasuje to zawodnikom. Ufają trenerowi i to jest bardzo ważne. Adam Małysz musiał mieć trenera bardzo doświadczonego, żeby w 100 proc. mu zaufać, uwierzyć mu, że coś jest na pewno dobre. Teraz ci młodzi chłopcy, którzy są w kadrze, łącznie z Kamilem Stochem, ufają Kruczkowi i to jest podstawa. Wspólne wyjazdy mają nie męczyć, ale scalać - bo jeżeli te 200 dni trzeba przebywać z sobą, bo tyle wychodzi, jeżeli zsumować te wszystkie dni treningów i wyjazdów, biorąc pod uwagę sezon zimowy i letni - trzeba umieć się ze sobą dogadać, no i ważne jest zaufanie i jeszcze raz zaufanie - trenera do zawodników i zawodników do trenera.