Nikt tak jak on nie potrafi zmącić naszego dobrego samopoczucia. Wbić kij w mrowisko. O pijących na potęgę Polakach opowiada najnowszy film Wojtka Smarzowskiego "Pod Mocnym Aniołem". Nowy obraz autora "Drogówki", "Róży" i "Wesela" trafi do kin 17 stycznia. A Smarzowski już planuje kolejny film. O rzezi wołyńskiej. "Powstanie na motywach wspomnień kresowiaków oraz zbioru opowiadań "Nienawiść" Stanisława Srokowskiego" - mówi w RMF FM reżyser.
Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Rozmawiałam z Jerzym Pilchem, który uważa, że to jest pana kolejny wybitny film. Jerzy Pilch mówi też, że ten film powinien spodobać się wszystkim - wszelkiej maści psychoterapeutom i terapeutom. To jest komplement dla pana?
Wojtek Smarzowski: No tak, skoro tak powiedział, to jest komplement. Ja przyznam się, że miałem obawy. Jak rzadko mam obawy w pracy, to tutaj miałem obawy, jak autor książki podejdzie do tego filmu. Bo wiedziałem, że on po prostu jest przywiązany do każdego ze zdań, a ja musiałem dokonać tam na jego tekście rzezi. I kamień spadł mi z serca, że on to tak zaakceptował, że mu się ten film spodobał.
Bawi się pan czasem w tym filmie. To znaczy czas jest i linearny, i taki poszatkowany. I wtedy, kiedy jest ten czas linearny, mamy nadzieję, że towarzyszymy bohaterowi, kiedy on trzeźwieje, kiedy on zdrowieje, kiedy on się leczy z tej choroby.
Czas jest w ogóle kluczem do rozszyfrowania tego filmu. Bo zaczynam, że tak powiem po bożemu tę historię. Natomiast później tę linearność czasu zakłócam, zrywam. No i to się właśnie przekłada na to, co się dzieje naprawdę w głowie Jerzego. Czy on pisze w przerwach między piciem, czy pije w przerwach między pisaniem. I czy naprawdę będzie się leczył. Wydaje mi się, że to jest może mój najbardziej optymistyczny film.
W tej historii ujęła pana złożoność wielu różnych historii - ludzi, którzy mają problem z alkoholem, która ostatecznie tworzy jedną, wspólną historię o tym, jak ludzie piją w Polsce.
Tak, taki miałem zamiar. Nawet dodałem niektóre postacie po to, żeby jakby poszerzyć skład społeczno-osobowy. Oczywiście, że ten film opowiada też trochę o naszym kraju. Natomiast wydaje mi się, że ta historia jest uniwersalna.
Mówi pan o tym, że to być może jeden z pana najbardziej optymistycznych filmów. Kolejny będzie o rzezi wołyńskiej.
No tak, to nie jest wesoła historia. Do jej realizacji mamy jeszcze dość dużo czasu. I też potrzebuję tego czasu, żeby właśnie wyzerować głowę. Bo do tej pory robiłem film po filmie. Tak się po prostu poskładało, rola przypadków w życiu i filmie. Ale one były jednak skrajnie różne dla mnie. I musiałem po prostu dojrzeć do kolejnego filmu historycznego po "Róży".
A jego tytuł będzie brzmiał "Nienawiść".
Tak. Na motywach opowiadań Stanisława Srokowskiego pod tym samym tytułem oraz na motywach różnych relacji kresowiaków - ludzi, którzy przeżyli tę historię.
Czy możemy liczyć na to, że pan, który tak wsadza kij w mrowisko i burzy takie nasze dobre samopoczucie, zrobi kiedyś komedię?
Obawiam się, że nie. Bo zawsze wychodzi mi tak samo. Zawsze podchodzę, jak do komedii, ale potem tylko ja się z tego śmieję.
Bo pan mówi, że pan ciągle robi ten sam film.
Tak. Tak myślę, że to jest wciąż ten sam film. Nie wiem, może o samotności?
(abs)