"Chcę, żeby Stary Teatr zasługiwał na miano narodowego, żeby nikogo nie wykluczał i nikogo nie ignorował" - mówi w RMF FM Marek Mikos. "Gdy zostanę już oficjalnie nominowany - będę chciał jak najszybciej spotkać się z zespołem. Żebyśmy nie dowiadywali się o sobie różnych rzeczy z pośrednich źródeł" - dodaje laureat konkursu na dyrektora Narodowego Starego Teatru w Krakowie. "Z Janem Klatą poznaliśmy się w teatrze u Macieja Nowaka w Gdańsku, ale być może emocje spowodowały, że zapomniał i twierdzi, że mnie nie zna" - mówi Mikos. "Nie mam do niego pretensji, że mnie nie pamięta" - dodaje. Na dzisiejszą premierę "Wesela" w reżyserii Klaty się nie wybiera, bo nie ma biletu, ale zamierza zobaczyć je w innym terminie, bo jak mówi "spektakl zapowiada się wybitnie".
Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Naszym gościem w krakowskim studiu RMF FM jest dziennikarz, krytyk teatralny, wykładowca akademicki Marek Mikos. Bardzo serdecznie pana witam, dzień dobry.
Marek Mikos: Dzień dobry. Bardzo serdecznie witam panią, bardzo serdecznie witam Państwa.
Panie Marku, jak pan się czuje jako bohater kulturalnej sensacji sezonu?
(śmiech) Czuję się dobrze. Tylko czuję, że bardzo duża odpowiedzialność została na mnie nałożona, gdy wygrałem ten konkurs . I równocześnie wierzę, że sprostam tej odpowiedzialności. Przedstawiłem koncepcję funkcjonowania Starego Teatru w XXI wieku i jestem przekonany, że jest to dobra koncepcja i ona pozwoli na to, żeby Stary Teatr rzeczywiście zasługiwał na miano narodowego Starego Teatru. Powtarzam wtedy taką metaforę, że to Transatlantyk.
Dwa dla Jana Klaty, dwa dla Pawła Miśkiewicza, pięć dla Pana - tak rozłożyły się głosy 9-osobowej komisji konkursowej na dyrektora Starego Teatru w Krakowie. Jak pan sądzi, dlaczego komisja poleciła ministrowi kultury właśnie pana? Czym ją pan ujął? Pan przedstawił konkretny program i ten program się najbardziej spodobał. Czy może pan zdradzić, jaki ma pan pomysł na Narodowy Stary Teatr w Krakowie?
Jak rozmawiałem z niektórymi uczestnikami tego konkursu, to każdy z nich wychodził zadowolony. Z tego wynika, że komisja była bardzo miła. Ja wychodziłem na tyle zadowolony, na ile można być zadowolonym z rozmowy z inteligentnymi, wykształconymi ludźmi, fachowcami. Natomiast oczywiście nie wiedziałem, czy mój program spodobał się komisji czy nie. Ale podobnie jak osoby, z którymi rozmawiałem, cieszyłem się z dobrej, merytorycznej rozmowy i uznałem, że mogłem powiedzieć to, co dla mnie ważne. Pytanie, jak to zostało odebrane i oceniane. Ale to jest pytanie do tych dziewięciu osób, które tworzyły komisję. Wiem, co jest w programie i jeżeli zostanę nominowany na dyrektora, to chcę realizować go razem z Michałem Gieletą, którego wskazałem na kandydata na dyrektora do spraw artystycznych. To jest program, który nie dla taniego hasła nazywam programem dla teatru narodowego XXI wieku, tylko za tym kryją się konkrety.
A jakie konkrety panie Marku w taki razie? Gdyby Pan mógł podać kilka.
Ależ oczywiście, że tak. Postaram się to jak najbardziej usystematyzować. Po pierwsze, to jest oczywiste, że każdy teatr, a narodowy przede wszystkim, ma tworzyć dobre spektakle. Teraz kwestia jak do tego dojść. Musimy pamiętać, że dzieło teatralne jest dziełem "wielotworzywowym" i w związku z tym należy mieć szacunek zarówno do aktorów, jak i do scenografów, muzyków, ale także autorów. Bardzo ważne jest to, żeby była ta równowaga. To znaczy, żeby na takiej narodowej scenie mogły funkcjonować różne poetyki teatru, żeby mieć szacunek do tradycji teatru polskiego i światowego, a równocześnie ten szacunek powinien być twórczo wykorzystywany. I ten teatr, który powinien być punktem odniesienia dla innych teatrów, to jest oczywiście bardzo ważne, powinien mieć taką rolę twórczą, że powinny tutaj powstawać wybitne dzieła na podstawie nowych dzieł autorskich. Mówię o dramatach. Takie programy są bardzo rozwinięte w krajach anglosaskich i stąd była moja też propozycja, żeby zaproponować Michała Gieletę.
Na dyrektora artystycznego, tak?
Tak, bo tu chodzi o te programy, w których też się współpracuje z autorami nad kształtem tekstu, który potem jest wystawiany i tam są do tego świetne efekty. To się zresztą bardzo ściśle wiąże z edukacją, więc w moim programie tak samo pojawiły się pomysły organizacyjne. Chodzi też o to, żeby ten teatr nie wyłączał żadnej grupy widzów, tylko żeby był teatrem włączającym różne grupy widzów, żeby ci ludzie czuli, że są w swoim domu.
Pan zdecydował, że chce pracować z Michałem Gieletą - jak pan wspomniał. Jan Klata mówi: "nie wiem kim jest zdążający tu z Nim" - czyli z Panem w tandemie, brytyjski reżyser operowy. Moim zdaniem ten lekceważący ton Jana Klaty jest niezasłużony, bo Michał Gieleta pracuje bardzo dużo za granicą, ale nie ma chyba, poza Operą Bałtycką, doświadczenia teatralnego w Polsce. Pan zdecydował się z nim pracować ze względu na jego szacunek do teatru autorskiego, do teatru, który szanuje słowo?
Nie tylko. Przede wszystkim mnie zainteresowało to w Michale Gielecie, jako kandydacie na dyrektora do spraw artystycznych, to, że jest znakomicie wykształconym reżyserem i równocześnie nauczycielem najbardziej prestiżowej londyńskiej szkoły dramatu, gdzie wykłada jako specjalista w dziedzinie szekspirowskiej, prowadzi zajęcia praktyczne. I równocześnie jest reżyserem, który na całym świecie: w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych, w wielu krajach Europy, przedstawił bardzo ciekawe spektakle i współpracował z największymi. Równocześnie ma ogromny szacunek do innych artystów i taką wielką pokorę, a też ma bardzo dobre doświadczenie producenckie, bo potrafił sam produkować spektakle o dużym budżecie. Ma szacunek do widza i do pracy aktora.
Jan Klata mówi też: "nie znam Marka Mikosa". Pan jest Krakusem, on nie, ale kilka lat w jednym mieście, w jednym środowisku teatralnym i nie poznaliście się nigdy panowie?
Jeżeli Jan Klata mówi, że mnie nie zna, no to znaczy, że mnie nie zna. Tylko temu się dziwię, że ja jestem przecież starszy od Jana Klaty, więc wydawałoby się, że to ja powinienem mieć gorszą pamięć. A przecież chociażby w Gdańsku w Teatrze Macieja Nowaka - my się poznaliśmy. Myślę, że nie ma takiej krótkiej pamięci, być może emocje teraz sprawiły, że zapomniał...
... że Pana zna
... że mnie zna, no ale może sobie przypomni, a może nie chce pamiętać. Czasem ludzie wypierają z pamięci. Nie wiem, ale uważam, że tutaj różne role grają emocje. Nie mam do niego pretensji, że mnie nie pamięta. Mam nadzieję, że to nie jest w złej wierze mówione, bo nie chce mu absolutnie złej wiary przypisać.
Przeciwnicy wyboru pana na szefa Starego Teatru mówią, że jest pan cywilem, to znaczy, że tradycją jest, że dyrektorem Starego Teatru zostaje artysta. Chociaż oczywiście są wyjątki, bo przecież i śp. Jan Paweł Gawlik i Jerzy Koenig - byli szefami Starego Teatru, ale nie byli artystami praktykami. Więc to jest tradycja, ale są od niej odstępstwa.
No właśnie, to określenie "cywil" jest bardzo ładne, no ale przecież to nie jest to zajęcie kastowe, czy nie jest jedynym rozwiązaniem, że dyrektorem musi być artysta. Czasem zresztą bardzo to przeszkadza, że to jest artysta. Szczególnie, jeżeli on ma bardzo wyraźny charakter pisma i tylko na tym swoim charakterze pisma się skupia i w związku z tym, dopuszcza do reżyserii też tylko tych, którzy są albo jego uczniami albo tym samym charakterem pisma się podpisują. Staje się to nużące i przedstawia jedną poetykę. A czasem ta poetyka jest poetyką, która właściwie już została wytworzona sto lat temu, a cały czas udaje nowoczesność. Nazywa się awangardową, a jest anachroniczna poprzez takie powtarzanie. Natomiast dyrektor, który jest - tak jak Pani powiedziała - "cywilem", a rozumiem, że "cywil" oznacza, że nie jest reżyserem, bo człowiek teatru na pewno jestem - to właśnie ma ten dystans i tę ciekawość, dlatego, że interesują go różne poetyki. Zresztą pisząc o teatrze, zajmując się teatrem, wielokrotnie tego dowiodłem. Ale myślę, że nie muszę się z tego tłumaczyć, tylko to co mówię potwierdza to mój program. A poza tym zaproponowałem, właśnie dlatego, artystę na wicedyrektora do spraw artystycznych. Uważam, że to jest bardzo dobre rozwiązanie.
Na razie, co pan podkreśla, jest pan zwycięzcą konkursu na nowego dyrektora Starego Teatru w Krakowie, jeszcze nie otrzymał pan od ministra Glińskiego nominacji. Minister Gliński mówi, że jest bardzo przychylny dla pana kandydatury. I najważniejsze, jak myślę, będzie chyba dla pana, żeby zyskać teraz zaufanie zespołu. Już widać, że nie będzie łatwo. Ma pan na to jakiś pomysł?
Moim pomysłem na to, żeby zyskać zaufanie zespołu jest to, żeby pokazać zespołowi mój program i pokazać, że potrafię to wszystko zrobić, zrealizować. Gdy zostanę już oficjalnie nominowany - będę chciał jak najszybciej spotkać się z zespołem. Żebyśmy nie dowiadywali się o sobie różnych rzeczy z pośrednich źródeł. Zresztą bardzo wielu aktorów Teatru Starego doskonale nas zna i myślę, że trudno by im było zaprzeczyć, a nawet nie mieliby takiego powodu. A ktokolwiek ze Starego Teatru rozmawia ze mną, to zna mój program. Nie rozdawałem go, dałem go wyłącznie komisji. Ci ludzie są bardzo zainteresowani, mówią, że to ciekawe.
Program jest znany. Rozmawiać z człowiekiem - to najważniejsze, jak tylko będę miał tytuł do tego, to z wielką radością przyjdę do artystów Starego Teatru i będą z nimi rozmawiał.
Krystian Lupa bojkotował Jana Klatę. Czy dla Lupy byłoby miejsce w Starym Teatrze u pana?
Stary Teatr to nie jest "u mnie". Bez względu na to, czy będę, czy nie będę dyrektorem, choć oczywiście chcę nim zostać, bo uważam, że mam coś do zrobienia dla tego teatru i dlatego wystartowałem. To jest nasz wspólny Narodowy Stary Teatr - pani, mój, widzów, zespołu artystycznego. I w tym teatrze w oczywisty sposób jest miejsce dla najwybitniejszego żyjącego polskiego reżysera. I to zdanie wypowiadam jako recenzent - pierwszy recenzowałem "Kalkwerk", byłem na premierze "Zaratustry" w Atenach, widziałem, jak powstawała, itd. Znam bardzo dobrze jego twórczość i uważam, że oczywistą rzeczą jest tak wielkiego artystę zaprosić. Oczywiście to jest wyborem Krystiana Lupy, czy zechce współpracować z nami, czy zechce mnie zaszczycić rozmową, na co bardzo liczę. I czy zechce dzielić się swoim talentem z publicznością, bo jestem przekonany, że jest w świetnej formie i powinien tworzyć. Ale w tym momencie jako kandydat tylko mogę powiedzieć, że dla tego wielkiego artysty w oczywisty sposób jest miejsce w Narodowym Starym Teatrze.
Będzie pan wieczorem na premierze "Wesela"? Jan Klata mówi, że to jest jego ostatni spektakl w Starym, że się nim żegna.
Żegna się w jakim znaczeniu?
Że już nie będzie robił więcej spektakli w Starym Teatrze. Tak mówił na próbie "Wesela". A dziś premiera - będzie pan na niej?
Być może teraz tak emocje działają, a może się nie żegna? Tego nie wiem. Ja jestem kandydatem, więc formalnie takiej informacji nie dostałem. Natomiast jakbym każdą informację, która pojawia się w mediach traktował jako taką deklarację prawną... różnych sprzecznych deklaracji jest wiele. Wiec trudno mi do tego się odnieść. Uważam, że lepiej by było rozmawiać. Poza tym Jan Klata mówi, że mnie nie zna, no to by mnie na nowo poznał, więc myślę, że tutaj trzeba rozmawiać. Tylko na razie nie mam do tego żadnego tytułu. Będzie wtedy, gdy zostanę powołany na dyrektora. Natomiast jeśli chodzi o premierę, to ja już jakiś czas temu, jako widz, starałem się dostać na tę premierę, kupić bilety. Ale to jest dla zaproszonej widowni i na 12 maja nie dostałem zaproszenia.
Zobaczy pan w innym terminie?
Bardzo bym chciał zobaczyć w innym terminie, bo myślę, że "Wesele" długo jeszcze będzie grane. To jest bardzo ważny dramat, Klata jest bardzo ciekawym reżyserem, wspaniali artyści Starego Teatru tam występują. Mam nadzieję, że to "Wesele" będzie trwało. Jeżeli zostanę dyrektorem Starego Teatru, a to będzie wybitne dzieło, a na to się zapowiada, to odpowiedź jest prosta.