Krzysztof Krawczyk nie żyje - potwierdził w rozmowie z RMF FM manager artysty Andrzej Kosmala. Legendarny piosenkarz i wykonawca wielu przebojów miał 74 lata. Tuż przed świętami opuścił szpital, do którego trafił z powodu Covid-19.
Krzysztof Krawczyk nie żyje. Stoczył zażartą walkę o życie. Ostatnie dwa tygodnie spędził w szpitalu. Przewalczył Covid. Wyszedł do domu. Przeżyli z małżonką miłe święta - relacjonował w rozmowie z RMF FM manager artysty Andrzej Kosmala. Nic nie zapowiadało nagłego pogorszenia. Dzisiaj o godz. 12 dostałem telefon z Łodzi, że Krzysztof traci przytomność i zabiera go karetka do szpitala - dodał. Manager Krawczyka przyznał, że artysta miał problemy z sercem i płucami.
Pracowałem z nim 47 lat. Możecie się państwo domyślać, jak płaczę - podkreślił w rozmowie z RMF FM Kosmala.
Krzysztof Krawczyk zadebiutował w 1963 r. w zespole Trubadurzy. Wtedy powstały utwory takie jak "Znamy się tylko z widzenia" czy "Przyjedź mamo na przysięgę". 10 lat później rozpoczął karierę solową.
W latach 70. Krawczyk wylansował m.in. przeboje "Jak minął dzień", "Parostatek" i "Pamiętam Ciebie z tamtych lat".
Na początku lat 80. Krawczyk wyjechał na pięć lat do Stanów Zjednoczonych, gdzie koncertował w klubach Chicago i Las Vegas. Po powrocie do kraju w 1988 r. miał poważny wypadek samochodowy, co zmusiło go do wycofania się na pewien czas z życia artystycznego. Na początku lat 90. wrócił na krótko do USA, by nagrać w Nashville płytę "Eastern Country Album". W połowie lat 90. wrócił na stałe do Polski.
W 2000 r. Krawczyk wystąpił przed papieżem na Placu Świętego Piotra. W tym samym roku spotkał się z urodzonym w Sarajewie kompozytorem Goranem Bregowiczem, z którym nagrał płytę "Daj mi drugie życie" (2001). W 2002 r. ukazał się album Krawczyka "Bo marzę i śnię", a w kolejnych latach - m.in. "To, co w życiu ważne" (2004), "Tacy samotni" (2006) i "Nigdy nie jest za późno" (2009).
Sześć lat temu Krzysztof Krawczyk wydał płytę z piosenkami Leonarda Cohena pod tytułem "Tańcz mnie po miłości kres". Trzy lata temu obchodził 55-lecie pracy artystycznej.
Dziennikarzom i fanom Krawczyk dał się zapamiętać jako osoba, która otwarcie mówi o sobie, w tym nawet o trudnych przeżyciach - problemach na emigracji, ciężkim wypadku i nawróceniu po latach niewiary w boga.
Kilka tygodni temu ogłoszono, że Krzysztof Krawczyk został laureatem Złotego Fryderyka 2021 za całokształt osiągnięć artystycznych w kategorii muzyki rozrywkowej. Jak podkreślono w komunikacie, może on pochwalić się ponad setką nagranych albumów i milionami sprzedanych płyt.
31 lipca 2008 r. Krzysztof Krawczyk odwiedził Kraków, by odsłonić swoją gwiazdę w Alei Gwiazd RMF FM pod Wawelem. To, że mam przyjaciela w stacji RMF FM, robi mi ogromną radość. Jestem człowiekiem szczęśliwszym, bo wiem, że te piosenki, które śpiewam, są komukolwiek potrzebne - mówił wtedy. W jednej z rozmów z RMF FM podkreślił, że poczuł się wtedy "jak Elvis Presley w najlepszych czasach".
Amerykanie uwielbiają, jak widzą, że artysta się poci, jest zmęczony, ale uśmiechnięty i szczęśliwy. Na szczęście Pan Bóg i dobrzy ludzie jakoś tak sprawiają, że właśnie taki na scenie jestem - wchodzę zmęczony, a schodzę świeżutki - mówił Krawczyk w 2008 roku w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Darkiem Maciborkiem.
To jest kwestia skali, techniki, warsztatu - mówił Krawczyk w RMF FM pytany o swoje niezwykłe możliwości głosowe, które robiły wrażenie na kolejnych pokoleniach fanów. Ja to mam po ojcu i mamie - byli śpiewakami, aktorami. Na pewno jest genetyka, ale ja też wierzę w transcendentalność tego wszystkiego. Gdy ktoś pyta, jak to się robi, to naprawdę nie wiem. Wiem, że jak są struny złączone to wysoki dźwięk powstaje, a jak są rozłączone, to niski. Ja mam 2 oktawy z tercją, nie siada mi głos na seniorskie okresy tylko wprost przeciwnie, jakby ktoś dokładał do parowozu ciągle jakieś energii. Ja ciągle jestem ze śmigłem w części ciała, którą marynarze nazywają rufą - stwierdził żartobliwie artysta.
Artysta zdradził też w rozmowie z RMF FM, że w domu nigdy nie słucha własnych utworów. Krawczyka w ogóle w domu się u mnie nie słucha. On mnie denerwuje. Zawsze mówię: Ach, ta piosenka mogła być inaczej zrobiona, ta w innej tonacji, inny aranż. Zawsze się czepiam siebie. To jest ta upierdliwość Krawczyka - przyznał.
Wśród zespołów, których muzyka na niego wpłynęła, Krawczyk wymieniał m.in. The Beatles. Beatlesi nam przewrócili w głowie do tego stopnia, że jak zapuścili wąsy i baki, to my też zapuściliśmy wąsy i baki. Wyszliśmy na ulice w takich kapeluszach, jak to oni mieli i płaszczach. Stare babcie się żegnały jak nas widziały. Nie wiedziały, skąd myśli spadli - z Księżyca czy z piekła rodem - wspominał. McCartney to jest w ogóle ewenement, talent taki, że można cały czas tylko wzorować się na jego odporności, determinacji - dodał.
Krzysztof Krawczyk - wielki mistrz polskiej estrady. Człowiek, którego będę pamiętał zawsze ze względu na jego usposobienie - takie ciepłe. Życzliwy, fajny facet - tak Krzysztofa Krawczyka w rozmowie z RMF FM wspominał lider zespołu Wilki Robert Gawliński.
Nigdy nie zapomnę, jak Andrzej Smolik produkował dla niego płytę. My się nie widzieliśmy do tego momentu, aż ta płyta wyszła, odniosła sukces. On mnie zobaczył w Opolu - nie graliśmy razem. Nagle mnie złapał, podniósł i zaczął ściskać. Od tej pory byłem już zawsze "Robuś" - relacjonował.