Na rosyjskim Kaukazie Północnym urzędnicy nie mogą doliczyć się 110 tysięcy dzieci. Urodziły się, ale do szkoły już nie poszły. Lokalne władze mówią o kilku powodach. Unikają jednak stwierdzenia, że może chodzić o handel ludźmi.
Tych dzieci nie ma, nie ma żadnych dokumentów. To koszmarna liczba - mówi przedstawiciel prezydenta w okręgu północno-kaukaskim Aleksandr Chłoponin.
Część dzieci, których nie można odnaleźć, była sierotami. Władze podejrzewają również, że odpowiedzią może być masowe wyłudzanie zasiłków na dzieci, które zmarły, ale ich śmierci nigdy nie zgłoszono. O tym, że może chodzić o handel dziećmi rosyjscy urzędnicy nie wspominają.
Na Kaukazie Północnym problemu znikających dzieci nie ma w Czeczeni i Dagestanie. W tych republikach nie ma nawet dzieci sierot. Bardzo silne są tam islamskie i plemienne tradycje nakazujące zapewnienie opieki i dzieciom, i starcom.