Wszystkie ogólnopolskie dzienniki na pierwszych stronach informują o sporze między premierem a prezydentem podczas unijnego szczytu w Brukseli. W „Rzeczpospolitej” Lech Kaczyński powiedział, że musiał jechać na to spotkanie, bo jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo, niepodzielność i suwerenność państwa.
"Gazeta Wyborcza" twierdzi, że podczas szczytu prezydent i premier walczyli o wpływy w kraju. W komentarzu do informacji ze szczytu Piotr Stasiński pisze, że konflikt rozgrywa się o sprawy o niebo ważniejsze niż durna afera samolotowa. O to, mianowicie, jaka będzie Polska. Według niego, prezydent zmienił swój urząd w twierdzę PiS, z której ostrzeliwuje rząd PO.
Od tej środy polski pogląd prezentowany na najważniejszym forum Unii będzie musiał być albo wypadkową punktu widzenia rządu i prezydenta, albo przedmiotem każdorazowego konfliktu na ostrzu noża - komentuje w "Dzienniku" Jan Rokita. Dodaje, że nie sądzi, by była to ani ostatnia ani najbardziej drastyczna odsłona sporu. Czas trwania wojny określa jasno polski kalendarz polityczny. Ma się ona rozstrzygnąć dopiero w roku 2010 - roku wyborów prezydenckich – zaznacza.
Według "Pulsu Biznesu", w kategoriach prestiżowych wojnę wygrał prezydent; rząd przegrał, kompromitując się tezą, że głowa państwa jest osobą prywatną i odmawiając mu rządowego samolotu.
W wojnie sztabów prezydenta i premiera o lepszy wizerunek wygrał Lech Kaczyński. Z uśmiechem na twarzy witał się z Donaldem Tuskiem, któremu ciężko było zdobyć się na kurtuazyjny uśmiech. Dobrą informacją dla Polski jest fakt, że obaj politycy nie pobili się o krzesła. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Agnieszki Burzyńskiej: