Cztery porwane samoloty, 19 gotowych na śmierć terrorystów, dwa zrównane z ziemią wieżowce WTC - symbole Nowego Jorku i potęgi gospodarczej USA - tyle było trzeba, aby 11 września 2001 roku pogrążyć Amerykę w chaosie. Dzisiaj mija 20. rocznica zamachów, których życie straciło ponad 2700 osób.
O godz. 8.46 (godz. 14.46 w Polsce) boeing 767 uderzył w północną wieżę World Trade Center. Na jego pokładzie były wraz z porywaczami 92 osoby. Po siedemnastu minutach w południową wieżę trafił drugi boeing 767, którym leciało 65 osób.
O godz. 9.43 w Waszyngtonie na Pentagon spadł boeing 757 z 64 osobami na pokładzie. Pół godziny później na polach pod Pittsburghiem w Pensylwanii roztrzaskała się kolejna taka maszyna. Zginęły 44 osoby, w tym czwórka terrorystów. Na chwilę przed katastrofą na pokładzie wybuchła walka między porywaczami a pasażerami próbującymi odbić samolot. Prawdopodobnie tylko dzięki ich odwadze ocalał Biały Dom albo Kapitol - któryś z tych waszyngtońskich gmachów miał być czwartym celem zamachów.
Gdy ludzie na całym świecie z przerażeniem oglądali relacje na żywo z miejsc tragedii, wokół World Trade Center trwała akcja ratownicza. Rozmiary tragedii przerosły jednak strażaków. Podczas akcji zginęły setki z nich, pogrzebanych pod wieżami, które runęły w odstępie dwudziestu trzech minut.
Przed zawaleniem wież, na ich górnych piętrach dochodziło do kolejnych tragedii. Uwięzieni pracownicy biur szukali drogi ucieczki. Ocalało jedynie kilkanaście osób, którym udało się w porę znaleźć wyjście na schody ewakuacyjne. Inni wychodzili na dachy, licząc na ratunek helikopterów, co ze względu na zadymienie i wysoką temperaturę nie było możliwe. Najbardziej zrozpaczeni rzucali się z okien.
Po zawaleniu się wież, na Manhattan spadł deszcz gruzu, szkła i metalu, a w powietrzu długo jeszcze unosiła się chmura pyłu. Mimo to na ulicach było mnóstwo ludzi - wokół zgliszczy WTC kłębił się tłum rannych, ale szczęśliwych, że udało im się ujść z życiem. Przychodziło coraz więcej osób, które chciały dowiedzieć się o los swoich bliskich. Z każdą chwilą zwiększała się lista poszukiwanych.
Wieczorem pod ambasadami USA na całym świecie zapłonęły znicze i pojawiły się kwiaty. Ludzie spotykali się w spontanicznym w wyrazie solidarności z ofiarami zamachów i ich rodzinami.
We wszystkich zamachach przeprowadzonych tego dnia zginęło niemal 3 tysiące osób, ponad dwukrotnie więcej zostało rannych.